Powinnam się chyba cieszyć, że już po maturach, że już wakacje. Powinnam, ale tak nie jest. Teoretycznie fajnie, bo spokój, bo mam czas na wszystko, co mnie cieszy, na swoje hobby, dla siebie. W praktyce oznacza to ciągłą pieprzoną tęsknotę. Nic mi nie wychodzi, nic się nie udaje, w sumie to jestem wiecznie rozbita, a większości nocy nie przesypiam. Reszta nocy to głupie sny, słodkie i dobre, ale nierealne...
Popieprzona sytuacja.
Źle, źle, źle.