photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 2 LIPCA 2012

101.

Usiedli za biurkami i zaczęli przeglądać dokumenty.

-Więc...-zaczął jeden z nim.-Pani Limonadey przeszła operację składania żeber, nosa, nogi i ręki. Miała lekki wstrząs mózngu przez co przez najbliższe kilka dni będzie w śpiączce.

-Ten wstrząs to nic groźnego, prawda?-spytał Lou.

-Prawdopodobnie nie... Więcej dowiemy się jak pacjentka się wybudzi.

-A co z Caren?-zapytałem.

-Jest w gorszym stanie. Złamane żebro przebiło narządy wewnętrzne, musieliśmy opanować krwotok, co nam się udało. Ma również złamaną nogę i obojczyk. U niej wstrząs jest większy. Ale na razie nie możemy na ten temat nic więcej powiedzieć. Teraz jest w śpiączce, nie wiemy dokładnie za ile się wybudzi, ale mniej więcej kilka-kilkanaście dni...-przybił mnie tymi wiadomościami.

-Ona była w ciąży?-zapytałem i spojrzałem na faceta zaszkolnymi oczami.

-Pan miał być ojcem?-przytaknąłem-Przykro mi, obrażenia były zbyt wielkie, nie dało się uratować płodu.

-Czy możemy je zobaczyć?-zapytał przyjaciel.

-Na 5 minut. Potem proszę jechać się przespać. Rano możecie wrócić. Sala 37.

-Dziękujemy. Do wiedzenia...-powiedział za mnie i wyszliśmy. Byłem przybity. Lou od razu mnie przytulił. Nie potrzebowaliśmy słów. Dobrze się rozumieliśmy. Poszliśmy do wskazanej sali. Dziewczyny były podłączone do aparatur przez tysiące kabelków. W rurkach sączyła się krew i jakieś płyny, kroplówki. Pielęgniarka, która miała dyżur nie pozwoliła nam wejść, ze względu na późną porę. Było już po północy.

-Gdzie będziemy spać?-zpytałem-Nie wiem gdzie tu jest jakiś hotel.

-Zadzwonię do mamy Claudii. MAją duży dom, może nas przenocuje.-powiedział i wyjął telefon. Odszedł na bok i zadzwonił. Wrócił po 5 minutach.-Możemy jechać. Powiedziała, że ochroniarze nas wpuszczą i zaprowadzą do pokoi-Wzięliśmy bagaże z poczekalni i wyszliśmy przed szpital. Tłum reporterów, policja, fanki, które siedziały w nielicznych grupkach ze świeczkami i plakatami "Prayin' for C&C and A&S". Spojrzałem na Louis'a który wycierał łzy. Nikt nas chyba nie zauważył w tych czapkach i ciemnych ciuchach. To dobrze, chociaż chciałem podejść do tych dziewczyn przytulić je i podziekować.-Chodź-Lou pociągnął mnie w stronę taksówek.

-Patrz, my pojedziemy a one zostaną. Czy to nie jest dziwne, że obce dziewczyny martwią się o nie, czekają tu cały czas..? Ja tu zostaję... Rozumiesz? Nie zostawię Caren! Wracam do tego spzitala i będę spał na korytarzu.

-Poczekaj-powiedział gdy odwróciłem się do niego tyłem-Wracam z tobą.

Uśmiechnąłem się do niego.

-Wiem, że Simon będzie zły, ale ja muszę podziekować tym dziewczynom...-wskazałem na grupkę czuwających. Nie czekając na reakcję przyjaciela podszedłem do jedenj z dziewczyn i mocno ją przytuliłem.-Dziękuję.-wyszeptałem.

-Harry?-zapytała po cichu zdziwiona.

-Tak, ale ciii... Dziękuję, że tu jesteście...-spojrzałem na nią, miała łzy w oczach tak jak ja.-Ale naprawdę nie musici tu siedzieć całej nocy, idźci do domu spać, wasze zdrowie też jest ważne...

-Dzięki, że się troszczysz, ale my zostaniemy. Niektóre z nas są wolontariuszkami i większość z nas zna dwie dziewczyny, które reż były w tym autokarze, spotkały Caren i Claudię, chodzą z nami do skzoły. Wszytskie jesteśmy Directionerkami, więc jesteśmy z wami. Wiem, że te chwile są trudne, ale trzeba być silnym. Trzeba wierzyć, że wszytsko będzie dobrze i się ułoży.

-Bardzo mądrze mówisz-usłyszałem głos Lou. Teraz to on przytulił dziewczynę. Potem zwrócił się do mnie.-Idziemy na gorącą czekoladę?-przytaknąłem-Może chcesz iść z nami?-zapytał dziewczynę.

-Chętnie, ale to byłoby niesprawiedliwe względem reszty...

-Z nimi pogadamy jutro-powiedziałem-Obiecujemy.

-Skoro tak, to dobrze...-poszliśmy do szpitalnego bufetu i zajęliśmy miejsce w kącie.

-Opowiedz coś o sobie... Chętnie poznam naszą fankę...-powiedział Louis.

-Mam na imię Jullie i mam 16 lat. Mieszkam tu od urodzenia. Moi rodzice też pomagają innym, więc poszłam ich śladem. Moje życie nie jest jakieś zachwycające, bo chodzę do szkoły i na pływanie. Jestem w tym dobra. Teraz trenuję do zawodów, chcę wygrać. Za pierwsze miejsce jest nagroda pieniężna, chciałam przeznaczyć ją na wakacje i wasz koncert... Ale pewnie odwołacie wakacyjną trasę, prawda?

-Tego jeszcze nie wiemy. Nie chcielibyśmy zawieść fanów, ale zdrowie dziewczyn jest bardzo ważne...-powiedziałem.

-Rozumiem... Cieszę się, że was poznałam, szkoda tylko, że w takich okolicznościach...-wtedy zadzwonił jej telefon.-Przepraszam.-odebrała.-Słucham?... Śmieszne... Już?...Nie wiem... A zrobisz coś dla mnie?... Wyślę ci szczegóły sms'em, okej?... Albo poczekaj, zaraz będę w gabinecie... Ok...-rozłączyła się.-Na chwilę was przeproszę, al poczekajcie, ok?

-Okej...-powiedzieliśmy zgodnie i pobiegła. Siedzieliśmy w ciszy przez czas jaki nie było dziewczyny. Wróciła po około 10 minutach z jakimś facetem.-To jest mój brat, Max. Pracuje w pogotowiu. Pewnie jesteście zmęczeni, więc chodźcie. Na najwyższym piętrze szpitala są pokoje dla personelu i bliskich osób chorych, tylko trzeba mieć dojście...-puściła oczko.

-Możemy tu zostać?-zapytałem z nadzieją.

-Penwie-powiedział chłopak-Jullie was zaprowadzi.

-Dzięki.-wstaliśmy i poslziśmy za dziewczyną. Wjechalismy windą na samą górę.

-To tutaj.-wskazała na pokój z numerem 1046.-Możecie tu zostać ile tylko będziecie potrzebować. Obeicuję, że nic nikomu nie powiem.

-Dziękujemy.-powiedział Lou.

-Nie ma sprawy. Ciesze się, że mogłam pomóc. Dobranoc...-powiedziała i poszłą zostawiając nam klucze. Weszlimy do środka i legliśmy na kanpaie. Lou napisał do mamy Dee, a ja zasnąłem.

 

*OCZAMI LOUIS'A*

 

Obudził mnie rano telefon. Znalazłem go i odebrałem.

-Lou? Wszytsko dobrze? Jak tam dziewczyny?-dopytywał Liam.

-Są w śpiączce, mocno połamane...-wyznałem.

-Przylecimy.-zdecydował.

-Nie, nie musicie. To nie ma sensu. I tak nic tu nie zdziałacie. Jak coś się wydarzy to damy wam znać.

-Jak chcesz. Trzymajcie się...

-Dzięki.-zakończyliśmy rozmowę. Harry się przeciągnął i otworzył oczy.-Cześć-uśmiechnął się do mnie blado.-Mam taki plan, że siedzimy u dziewczyn na zmianę, żeby też się wyspać-zgodził się.-A dla tych co czekały całą noc pod szpitalem też mam pomysł... Znajdziemy Jullie żeby je policzyła i zamówimy dla nich gorącą czekoladę w Starbucks. Przyda im się coś ciepłego...-spodobal mu się pomysł. Po kolei się ogarnęliśmy i poszliśmy. Dziewczyna stała przy wejściu i rozmawiała z bratem. Przedstawiliśmy jej pomysł, poszłą policzyć i wróciła do nas z wynikiem. 29. Udaliśmy się do kawiarni i kupiliśmy tyle gorących napoji. Tylko kto to rozda? Wpadliśmy na pomysł, że staniemy za samochodem i Jullie rozda wszytsko powoli. Wypaliło.Podziękowała nam i wróciła do koleżanek. My poslziśmy do sali Claudii i Caren. Dalej leżały nieprzytomne, całe w gipsie, takie bez życia. To był okropny i dziwny widok. Zawsze były radosne, szalone, uśmiechnięte, wszędzie było ich pełno. Teraz podtrzymywane przy życiu przez maszyny...

Tydzień później

Przyleciała mama Caren i nocuje u mamy Claudii. Są w szpitalu codziennie po kilka godzin. Gdy one przychodziły, ja zajmowałem się małą, uroczą Hanah. Złote dziecko. Spokojne, słodkie, ładne. Mógłbym takie mieć. Właśnie... Nikt nie wie o tym, że Enn była w ciąży i tak zostanie, chyba, że sama im powie.

Simno powiedomił prsaę co i jak. Fanki przychodzą na kilka godzin i stoją pod oknami. Pomachamy im od czasu do czasu.

Dzisiaj była moja kolej siedzenia przy dziewczynach. Harry odsypiał poprzednie 24 godziny. Siedziałem na krześle pomiędzy dwoma łóżkami. Trzymałem Claudię za rękę i prawiłem swój monolog.

-Kocham cię i brakuje mi ciebie. Mogłabyś się już obudzić. Jestem tu codziennie, nawet jak Harry tu siedzi to przychodzę co kilka godzin i sprawdzam czy coś się nie zmieniło. Jak sie obudzisz i wyzdrowiejesz to pojedziemy gdzieś na urlop. Na przykład do Francji, albo do Brazylii, albo Austarlii, albo na Bahamy, albo do Japoni!

-Pojadę z tobą wszędzie, byle nie autokarem...-usłyszałem cichy, zachrypnięty głos Claudii. Spojrzałem na nią, uśmiechnęła się blado, a ja uroniłem kilka łez.

-Żyjesz... Obudziłaś się...-nie mogłem w to uwierzyć.-Zawołam lekarza.-wybiegłem na korytarz, zaczepiłem pielęgnairke i powiedziałem o zaistniałej sytuacji. Kobieta zawołała lekarza i zaraz byli przy jej łóżku. Zabrali ją na badania. Zadzwoniłem w tym czasie do mamy Dee i chłopaków. Wszytkich ucieszyła ta wiadomość. Teraz trzeba tylko czekać na Caren...Po godzinie przywieźli Claudię z powrotem. Wszystko jest w porządku, tylko musi leżeć w szpitalu ze względu na gips.-MArtwiłem się o ciebie.-wyznałem.

-Słyszałam-zaśmiała się-Planujesz wspaniały odpoczynek.

-Jak wyzdrowiejesz... Twoja mama zaraz przyjedzie. Była tu odziennie, tak jak prasa i fanki.-westchnąłem-Pamiętasz w ogóle co się stało?

-Do momentu uderzenia się w głowę... Ale nie chcę opowiadać, nie teraz, dobrze?-przytaknąłem-Co z Caren?

Opowiedziałem jej wszystko co się wydarzyło. Potem przyjechała mama dziewczyny i siedziała z nami do wieczora.

Odkąd Claudia się wybudziła już jie dzieliliśmy z Hazzą dyżurów, siedzieliśmy wszyscy razem i czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy...

 

--------------

Dzisiaj jeszcze jeden, ostatni rozdział.

Od jutra jestem offline do sierpnia.

Czytasz=skomentuj, kliknij fajne.

Informacje o imlouder


Inni zdjęcia: Umrę próbując lookpic... sweeeeeetttSynuś nacka89cwaJa nacka89cwaJa nacka89cwa... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24