Mogłeś, - dodał Jarema - ale chyba mamy teraz większe zmartwienia, niż twoja ręka kumie...
Biegnących kompanów, poległego, acz dzielnego strażnika, słyszał już nawet Hrychora, bowiem dzwonili zbrojami jakby ogłaszali rozpoczęcie Wielkiego Postu.
Łap go za nogi i do środka. - syknął w odpowiedzi kozak i nie czekając, sam wziął się do roboty.
Chłopak lekki nie był, ale jakoś udało im się wciągnąć go do chaty, zanim reszta pościgu zauważyła co się święci. Spoceni, bardziej ze strachu niż z wysiłku, Sokólski i Hrychora oparli się z trudem o ścianę. Izba wyglądała na opuszczoną, przewrócony stołek o trzech krzywych nóżkach, zaczerniałe palenisko i wszechobecne jedwabiście białe pajęczyny oraz ich lokatorzy, tylko utwierdzały w takim mniemaniu. Dodatkowo zasuszone truchło leżące na kozetce, nie pozostawało już najmniejszych wątpliwości.
Nosz kurwa mać, z deszczu pod rynnę. Jeszcze mi tu trupa brakowało - Jarema nerwowo zakręcił wąsa i zerknął czy szabla dobrze wysuwa się z pochwy. - Zaraz się połapią, że nas gdzieś minęli i zaczną szukać po domach. Jak im ten tutaj zeschły jegomość nie odpowie, żeby poszli w pierony, to wejdą i sprawdzą. A chować się, nie ma gdzie..
Nic się nie będziemy chować, coś ty chojrak czy baba jakaś - ofuknął go towarzysz. - Łap za żelazo, bierzemy Kołtuna i Pancernego za łby i spieprzamy w drugą stronę. Przecie jaśnie ataman się nie rozmnoży, a sam nas nie zatrzyma.
Nu i widać czemuś ty przywódcą, pomyślunek nie lada. Kto by na to wpadł?
Ale kozakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, odpowiadał już w biegu, wyskakując na podwórze i dwoma susami dopadając stodółki. I nie potrzebnie się tak śpieszył, bo mało nie dostał wrotami w czerep, gdy te nagle rozwarły się z hukiem. Pod opiekę wesołych, jasnych promyczków, które przebijały się przez chmury, wyjechał najbardziej rozklekotany wóz w całej okolicy. Ciągnący go czarny ogier, w jakby zupełnym przeciwieństwie, był smagły o wielkich chrapach i wysokim grzbiecie. Szkapa pierwszej klasy, prawie jakoby szlachecka jakaś czy zagraniczna. Tylko zamiast chomąta, którego chłopaki nie mogli znaleźć, zaplątali mu wokół pyska kawał sznura.
Kawałek pojedzie, potem coś pomyślimy - zaśmiał się Jóźwa, wyciągając rękę do kamrata. - Wsiadaj, czasu nie ma, ta czarna bestia rży tak jakby jej sam diabeł dosiadał. Zaraz się nieboraki strażniki zlecą.
Kopyta mlasnęły w błocku i wóz trzeszcząc ruszył do przodu. Szumnie zwany dowódcą Hrychora gapił się z rozdziawioną gębą jak mija go ten wspaniały powóz. Potiomkin, który powoził, nie szczędził bata, chcąc rozpędzić się jak najszybciej. Przywódca szajki ledwo zdążył wskoczyć na stare dechy i już pędzili wąskimi ulicami.
Ataman i pop rugali właśnie dowódcę straży, każdy w swoją stronę. Jeden mu zarzucał, że gówno nie dowódca i póki nie zobaczył pieniędzy to wcale mu się nie śpieszyło. Drugi w sumie podobnie, z tą różnicą, iż groził, że pieniędzy już nie zobaczy, bo mu się śpieszyło. Biedny dowódca, cham taki sam jak i jego podwładni, tyle że się golił jeden raz więcej w tygodniu, kiwał tylko głową, bojąc się choćby spojrzeć na dwóch najbardziej rozwścieczonych i najbardziej wpływowych ludzi w okolicy. Pojawienie się, pędzącego wprost na plac, wozu z samymi poszukiwanymi, przyjął w sumie jako ulgę. Po pierwsze znaleźli się to i jaśniepaństwo sami mogli ich złapać, a po drugie to była idealna okazja by zniknąć ze sceny i w spokoju pozalewać smutki we strażniczej budzie przy bramie. Mniejszym entuzjazmem wykazali się rzeczony pop, któremu podczas ucieczki wyjściowa kieca unurzała się po pachy w błocku i sam ataman, który początkowo hardo stanął na drodze pędzącego pojazdu. Ledwo uszedł z życiem, uskakując w ostatniej chwili spod kopyt, prosto w kupę gnoju służącego do obrzucania skazanych.
Abraham zwijał właśnie linę, stojąc niedaleko bramy, gdy usłyszał nadbiegający od niej rwetes jakby w środek dnia targowego ktoś urządził konne wyścigi. Prędko zrozumiał, że to jego przyjaciele są przyczyną całego zamieszania, pędząc na złamanie karku wprost na bramę właśnie. Stojących na straży dwóch pachołków początkowo wykazało się odwagą godną samego atamana, również zastawiając uciekinierom drogę ku wolności. Ale jako, że przykład postępowania powinno się brać z samej góry, ostatecznie postąpili tak samo jak kozacki dowódca i rzucili się na boki. Wcale zresztą nie w ostatniej chwili, bo zdążyli jeszcze podnieść dupska i zacząć żwawo spieprzać, byle dalej od posterunku.
Gdy Pancernemu udało się w końcu wyhamować po tej szaleńczej przejażdżce, zatrzymał się koło ostatniego z wesołej gromadki. Żyd spojrzawszy na swych kompanów, zakurzonych po dziurki w nosie, wytrzęsionych jak cygańskie tamburyno i uśmiechniętych od ucha do ucha, wspiął się z trudem przez burtę, usiadł między nimi i rzucił jakby od niechcenia:
Nie śpieszyło wam się, co?
Spojrzeli na siebie wszyscy, po czym wybuchnęli serdecznym śmiechem, tak głośnym, że usłyszał ich chyba sam ataman, który właśnie wyskrobywał sobie gnój z uszu. A potem odjechali za najbliższe wzgórza i jeszcze dalej, uchodząc przed pościgiem i zemstą ludu i władz Trechtymirowa.
Ale o tym jak im się wiodło w dalszej drodze, następnym razem...
Ps. To na razie tyle jeśli chodzi o Istoriyę Hrychory. Będę kontynuował pisanie tego tekstu, ale już do szuflady, bez publikacji. Jeśli będą głosy by Hrychora i jego kompania wrócili, to i powrócą, ale już raczej w jakiejś dłuższej formie. Obecnie tekst ma ok. 10 stron, więc powiedzmy w formie 30 stronicowego opowiadanka, kiedyś tam w przyszłości. W tym nadchodzącym tygodniu sam nie wiem co będzie, chyba coś z Mugen'em, ale może np. Ruskie i Siemionow albo SSJ? Zobaczymy. Do następnego.
Ps 2. Na moim google documents, do którego link jest w profilu możesz znaleźć drogi czytelniku wszystkie (prawie) moje dotychczasowe prace, zebrane w pojedyncze pliki.
imć Frycu the Lord
Inni zdjęcia: Kwiecie. ezekh114Buzi milionvoicesinmysoulTypowa zabudowa. ezekh114Daleka droga bluebird11... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24