photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 9 PAŹDZIERNIKA 2012

Istoriya Hrychory 4

 

Biedny Abraham mało się nie nogami nie nakrył tak nim majtnęło, a jego wierna, lecz wiekowa już hakownica prawie wybiła mu zęba na przedzie. Sposób zwrócenia na siebie uwagi, mimo iż ryzykowny okazał się całkowicie skuteczny. Cały zgromadzony na miejscu kaźni tłum zadzierał teraz łby, wypatrując źródła hałasu. Z niedowierzaniem spoglądali na przygarbionego, podstarzałego żydka, któremu pejsy długimi falami uciekały spod jarmułki. Ledwo ściskał on w prawicy ogromną hakownicę, chyba jeszcze z czasów jagiellońskich, która to zaś stała się przyczyną całego zamieszania. Śmiertelnie raniony kat obryzgiwał właśnie pobliską gawiedź fontannami krwi z rozerwanej szyi, a równie śmiertelnie przerażony pop padł na kolana i wołał Chrystusa tak głośno jak tylko mu na to pozwalała grzeszna gardziel. Tymczasem zuchwalcy, którzy zaplanowali chytrze taki obrót wydarzeń, nie marnowali ni chwili. Hrychora jednym susem był już na podeście, machnięciem szabli rozciął więzy i przy okazji dłoń Jóźwy. Ten jednak miast skląć go na czym świat stoi, zacisnął zęby i ruszył pędem za towarzyszem, który już zanurkował w zdziwionym tłumie. Bez trudu przebijali się naprzód, bo Pancerny tęgimi kuksańcami torował im drogę. Wydostanie się z pomiędzy całej tej zaaferowanej ludności trwało dobrą chwilę, ale przynajmniej nikt nie zwracał na nich uwagi już po kilku przebytych krokach. Straż, która pilnowała całego przedstawienia, rozpierzchła się we wszystkie strony, gubiąc się w gąszczu sprzecznych rozkazów. Ataman ryczał z wściekłością żeby gonili: tego skurwesyna co ucieka, pop wzywał Panienkę Niebieską na pomoc, w przerwach modlitwy, warcząc na strażników by nie odstępowali go na krok. Dowódca garnizonu przekrzykiwał poprzedników, lżąc podkomendnych od leniwych wieprzy, i popychając ich do pościgu za żydem na murach. Tłum na przemian wzywał do zastępczej egzekucji, oburzał się zuchwalstwem uciekinierów bądź naśmiewał z zaplutego już z wysiłku, po sam pas atamana. W panującym chaosie kompani już dawno dyszeli ciężko kilka błotnistych uliczek dalej, oparci o starą chatę kołodzieja.

 

  • Tutaj powinniśmy znaleźć wóz, albo chociaż konia jakiego dla tego patałacha sapnął Sokólski, kiwając głową w stronę Kołtuna.

  • Lećcie coś zorganizować panowie wycharczał Hrychora, którego biegi były piętą Achillesową i prawie płuca wypluł w trakcie brawurowej ucieczki.

 

Nie czekając czy kogo nie wyznaczy, najbardziej zainteresowany Jóźwa i niezmordowany Potiomkin skoczyli do stodółki, rozejrzeć się za transportem szybszym niż ich własne kulasy. Gdy buszowali pośród świeżych pączków, bel starej słomy i innych gratów, poszukując chomąta do wozu ich kamraci na zewnątrz usłyszeli dość niepokojące dźwięki. Sokólski, który słuch miał nie gorszy niż ptak, od którego jego przodkowie wzięli swoje miano, wyłapał między stłumionymi okrzykami tłumu, dużo bliższy metaliczny dźwięk.

 

  • Ani chybi zbrojni jacyś biegną szepnął do Hrychory. - Nas pewnie nie zauważą, ale jak tamte dwa barany będą robić taki raban w tej szopie, to na pewno tutaj zajrzą - wyjęczał kiwając głową w stronę stodoły.

  • Syknij tam na nich, żeby siedzieli cicho, bo im te durne łby pourywam, przy samej dupie odparł szybko przywódca. Zdążył się tylko odwrócić by wyjrzeć za róg, gdy wyrósł przed nim jakiś młokos.

 

Ubrany w zniszczoną ćwiekówkę, w której więcej było dziur niż by ją szczury przez tydzień żarły, chłopak wyglądał na równie zaskoczonego co sam poszukiwany. Ściskana w ręku krzepka włócznia, nie pozostawiała bowiem złudzeń po co wybrał się na przechadzkę po pięknym kozackim mieście. Dzielni mołojcy nie docenili w swym idealnym planie siły pieniądza. W chwili, w której ataman zaczął potrząsać pełnym trzosem i wykrzykiwać, że ten kto mu przyprowadzi tego psiego syna dostanie całą zawartość tej sakiewki, ludzie zdecydowanie przestali być bojaźliwi. Szczególnym zainteresowaniem wykazali się sami strażnicy, którzy nagle przystąpili do zupełnie zorganizowanych i sprawnych poszukiwań. Będąc już uzbrojonymi, bez zwłoki ruszyli w pościg, tracąc w sumie tylko chwilę do uciekających chwatów.

 

Teraz Hrychora stał oko w oko z jednym z młodszych członków garnizonu, któremu jednak rozumek podpowiedział na tyle, by chociaż zawołał resztę żołdaków na pomoc. Jednak młodziakowi zaledwie udało się japę otworzyć, gdy kozak wymalował go w pysk z taką siłą, że zamiast okrzyków pomocy, dało się słyszeć trzask pękającej żuchwy.

 

  • Psia jego mać, twardy miał ryj, mały cham warknął Hrychora potrząsając bolącą ręką. Mogłem rękojeścią bić.

  • Mogłeś, - dodał Jarema ale chyba mamy teraz większe zmartwienia, niż twoja ręka kumie...

     

    Ps. Z lekkim poślizgiem, ale jest krótki fragmencik o dalszych losach egzekucji Jóźwy Kołtuna. Będą się jeszcze pojawiać wpisy tej historyi, ale póki co będzie ona pisana raczej "do szuflady" i pojawi się już w większej części, podobnie jak opowieść o ruskich zombie i nowy projekt, który też powoli powstaje. Stare opowiadania natomiast będą publikowane dalej w częściach tutaj. Do następnego!

     

    imć Frycu the Lord

     

 

Komentarze

~kaspartou Pisz coś w końcu!
19/10/2012 16:44:08

Informacje o imcfrycuthelord


Inni zdjęcia: Tych wiraży to jest. ezekh114Symbol Warszawy. ezekh114Chaosik purpleblaack501 mzmzmzOjcowski Park Narodowy usinskaDolina Królów bluebird11Cichy kącik. ezekh114978 tennesseelineToday quenPrzejście przez Bazar bluebird11