Albo życie mnie za ciężko doświadcza, albo ja się za wolno uczę. I po co zostawiam sobie furtki jeden-Bóg-raczy-wiedzieć-dokąd? Sama sobie tym razem zaserwowałam kolejne, może niezbyt bolesne, bo przewidywalne, ale jednak rozczarowanie, a chyba nawet dwa.
W oddali, tak, jak na zdjęciu (chyba drugi raz zdjęcie umieszczam celowo i z wcześniejszym zamysłem, żeby się konkretnie do niego odnieść), widzę cel. Idę sama, z wielkim, ciężkim bagażem na plecach. I sama tam dojdę. Nie chcę niczyjej pomocy. I wiem, że zaraz niebo spadnie mi na głowę. Ale wiem, że cel osiągnę - prędzej czy później. I będę szczęśliwa, choćbym miała sobie to szczęście narysować.
Już nie wytrzymuję tempa.
Wszystko, kurwa, skręca.