no właśnie. jak?
jak to jest, że jednego dnia kocham go na zabój, kocham go najmocniej, kocham tylko jego i na zawsze jego, kocham patrzeć mu w oczy, kocham wdychać jego zapach, czuć jego ciepło, planować z nim przyszłość, śmiać się z jego żartów, kocham to jak mnie dotyka, kocham go dotykać
a drugiego dnia nie
wyjazd do Holandii niczego nie ułatwił. być może lekko uchylił furtkę do lepszego życia materialnego, ale jednocześnie zaciemnił mocno obraz psychicznego spokoju i szczęśliwej monotonii. mam wrażenie, że ostatnie 10 tygodni zabrało mi komfort bycia sobą, lecz czasem znajdowałam kawałek przestrzeni, aby pomyśleć. czy to było mądre? nie bardzo, skoro efektem tej czynności jest poprzedni akapit.
znowu na coś czekam.
całe życie czekam.