to chore. takie wieczory są chore. moje myśli są chore. ja jestem c h o r a
no bo nic się nie dzieje. bo nagle, ten jeden jedyny raz masz NADMIAR wolnego czasu. i zaczynasz myśleć.
a jak powszechnie wiadomo, to nigdy nie oznacza niczego dobrego. zaglądasz w zakamarki swojej przeszłości. nie możesz uwierzyć w to, że wszystko potrafiło przybrać zupełnie odwrotny kształt w przeciągu tych kilku marnych miesięcy. niby jesteś szczęśliwa, ale nie byłabyś sobą, gdybyś nie doszukiwała się czegoś więcej.
odkąd pamiętam mam wrażenie, że ciągle biegnę.
jestem nienasycona, pragnę więcej, próbuję nowych rzeczy i zachowuję się jakby to wszystko do czegoś prowadziło. ale nie prowadzi. bo będę biec dalej. i dalej. i dalej. bo to się nigdy nie skończy. ciągle ktoś będzie próbował mnie doganiać, a ja będę próbować nie dać się wyprzedzić. ile jeszcze lat zajmie mi pojęcie tego, że to ja. to zawsze byłam ja. goniłam siebie samą, pchałam w coraz to nowsze kąty świata, do coraz to nowszych ludzi po coraz to nowsze doświadczenia. i nie najadłam się nimi do dziś.
chcę płakać. dlaczego. dlaczego jedna piosenka, jedno zdjęcie potrafi przywołać tyle wspomnień. potrafi obudzić we mnie tyle uczuć.
problem jest we mnie, zawsze był we mnie. czy to się skończy.
nie chcę o tym mówić. może dlatego, że nie lubię być pytana o cos, cego nie potrafię wytłumaczyć.
piszę tu sama dla siebie. piszę, ukrywając się. piszę, żeby pamiętać, że
ten świat jest pojebany,
był pojebany
i to się nie zmieni.