Tak dobrze jest Was mieć.
Patrząc w lustro
Twą twarz namiętny afekt wskroś krzywi
Któremu sam władzę ochoczo oddałeś
Patrzą na ten smutek ci co są żywi
A Ty się śmierci na szaniec porwałeś
Strach miesza Ci czułe zmysły
Twój sen spowiła żądza marzenia
Które wraz ze słowem ciężkim prysły
Do głębi otchłani uderzon kamienia
Dzikość i siłę wypitą do końca
Przez każdej chwili powolne konanie
Nie odbuduje niczyj uśmiech ni słońca
Letniego promieni radosne wołanie
Toniesz płonący w żałości bezwiednie
Każdy dzień niszczy co w sobie ceniłeś
Twa dłoń od zimna samotności blednie
Tyle młodości nań dotąd straciłeś
Zgubiony jesteś jak to co Cie starło
Do szczętu wypalon jak szary węglik ogniska
To co siłą Ci było w niemocy umarło
Pozostał gorycz i lęk co myśli Twe ściska
Gardzę ja Tobą i Twoim westchnieniem!
Tyś światu zbędną czernią! Zgryzotą!
Drogi wypełniasz gorzkim milczeniem
Potoki zalewasz niemą tęsknotą
Nie wart jesteś słów jakie wiatr czuły
Szepce! I nie wart byś prostym szedł dalej
Nie wart by Twe usta spokoju snuły
Sny. Czas byś zamilkł w niemocy całej
28.09.09. by Ignacy B.
Będę milczał wewnątrz krzycząc...