Znowu słyszę te okropne głosy w mojej głowie.
Niby jest dobrze, staram sobie jakoś radzić. Zakładam barykady od wspomnień.
Jednak to wszystko wraca. Niczym wyjęty kadr z nieudanego filmu, o którym wolałabym zapomnieć, trafia wprost przed moje oczy i znika po chwili. Pozostawia jednak ślad po sobie, którego nie da się wymazać.
A w gardle pojawia się ogromna gula. Nagły ścisk żołądka i przyspieszone bicie serca. Staram się utrzymać jednostajny oddech, biorąc głęboki wdech i powoli wypuszczając powietrze.
Moja dusza jest niczym ciało pełne blizn, jednak to nie ja jestem osobą zadającą rany.
Mam o to wszystko do siebie prenetensje. On również zaczyna je mieć.
Wciąż jednak nie jestem pewna czy bardziej zależy mi na tym, aby siebie uwolnić od niego, czy Jego ode mnie.
Mam dosyć ciągłych podejrzeń i życia w niepewności. Zaczyna rodzić się nienawiść do samej siebie.
To uczucie mnie wyniszcza czy sama mam skłonności do autodestrukcji?
Czuję taką pustkę, bezsilność i samotność. Jestem zmęczona tym wszystkim. Brakuje wytchnienia.
Miłość bez zaufanie czy zaufanie bez miłości?
Już nie wiem co gorsze.