Słoń

I szczerze pierdolimy to co jest na topie w klubach
To jest proste, taką właśnie robimy jazdę

Jak kwaśny deszcz spadam niszcząc wszystko wokół
Pozostawiając ludzi w po uderzeniowym szoku

Zakochana para, której nikt nie widział więcej
Został tylko napis "love forever" pod ich zdjęciem...

Zanim wyzioniesz ducha i nadejdzie smutny koniec
Wyprujesz sobie flaki żeby żyć na poziomie

Jestem głosem twoich myśli tych wypaczonych, złych
Podążaj krwawym śladem na opustoszały strych

Obudzisz się w środku nocy by poprawić poduszkę
Zobaczysz zamaskowaną postać stojącą nad twym łóżkiem

obarczone winą nucą anty systemowe hymny, w tym kraju podejrzany to synonim słowa 'winny'

Sprawnym ruchem dłoni zaplatam ostatnią pętlę
Wieczna pogoń za pięknem jest moją obsesją i piętnem

Po nocach śnią o tym wszystkie nastoletnie panny
Jestem Słoń skurwysynu prosto z poznańskiej sawanny

I wiedz, że na imprezę to gówno się nada
Lubię wychlać i to niby jedyna ma wada
Ryj gada, to nie wąska przesada

To te realia chłopaku, weź się nie przeraź

Oto wioska przeklętych, po nocy się nie wałęsaj,

tu wartość ludzkiego życia mierzy się przez wagę mięsa

jebać modę, okrywam scenę żałobną barwą, ten rap chwyta za gardło jak Albert DeSalvo