Śmierć to coś bardzo.. skomplikowanego. Jednego dnia widzi się człowieka tryskającego energią, śmiejącego się, który nawet nie myśli o końcu. Zaniedba się częste odwiedzanie, wraca się po miesiącu. Ten sam człowiek, tak wesoły, nie jest już tym samym. Jakby zmalał, zcichł. Podpięty do ogromnego urządzenia, smutnie przysiadajacy na łóżku. I ten rozdzierający krzyk, który z założenia miał być kaszlem. Ale to nie wszystko. Najgorsza jest ta nieświadomość. Nie ma się świadomości, że widzi się kogoś ostatni raz. No bo po co ruszać się zprzed komputera, żeby tylko popatrzeć, jak śpi w szpitalu? No. Nie ma to jak dzień później dowiedzieć się, że w jednej chwili wrzystko się skończyło, zgasło. Zobaczyć się? Ależ oczywiście. Trzeba jedynie poczekać na pogrzeb. No cóż. Może i byłam na to przygotowana, ale.. to bolało. Bardzo. Strasznie. Dawno czegoś takiego nie czułam, narawdę. Wrzechogarniający smutek, rozpacz..
Tak, on umarł. I nie chodzi tu o jakieś zwierzątko. Był człowiekiem, a ludzie umierają, prędzej czy później.
Ostatnie wydarzenia mnie zmieniły. Zawieszam fbl na jakiś czas, niedługo wrócę. Póki co wybieram się na pogrzeb w piątek. Dowidzenia.