Widzisz mnie...? Tak, to ja, ta, którą wybrali w samym centrum września. Ta, co stoi nad nierównymi sobie, w tym samym stroju, ale ważniejsza. TO JA! Przecież Ci krzyczę prostu w ucho.
Zapominam, że moje piękno to coś więcej niż te szare pomięte kawałki w codziennym gwarze. Więcej nawet niż idealne ciało w blond bladej bogini. Więcej, niż w wyprostowanej i delikatnie chodzącej sylwetce. Więcej niż najgłębsze spojrzenie w oczy. Przecież nie jestem jednym z tych prezentów, co spojrzysz i po otwarciu są cudowne. Jestem tym prezentem, którego nie zobaczysz. Którego nie możesz dotknąć. Które nie dasz rady podnieść. Którego po prostu nie wyczujesz w codziennym gwarze. Ale dalej jestem. Nie dla najbardziej idealnej buzi, najtwardszej klatki piersiowej, czy dla najdłuższych nóg. Dla życia i poświęcenia, bólu, piękna, radości i wielkich tragedii. Nie pozwolę Ci mnie wyczuć, bo nie jestem dla Ciebie. To ja, hej! TO JA! Nieważne, czy w niepomalowanych rzęsach, czy idealnie równych kreskach. Czy mokra od potu czy pięknie pachnąca waniliowym balsamem. TO JA! Nieważne, czy kolorowa, czy dramatycznie czarna. TO JA! I nie muszę słuchać komplementów, już nie, przecież one dla mnie nic nie znaczą. Bo
TO JA.
Tylko ja, moja, ze mnie. I nie muszę być Twoim ideałem, kanonem rzeczywistości czy poduszką snów. To tylko ja. Jestem dumna. Bo Jestem
Mną. Tak, Mną, przez duże "M".
Budyń (270 kcl) i półtora litra piwa.