zmotywujcie mnie. błagam. od kilku tygodni idzie po prostu tragicznie. niemożliwie tragicznie. cud, że jeszcze mieszczę się w swoje ciuchy. potrzebuję motywacji.
powodów mam pełno, ale brak mi sukcesów. cholera, no.
dziś miało się skończyć na tej jednej małej kanapce i bułce. ale stwierdziłam, że warzywa nie zaszkodzą. i kotlet sojowy do warzyw też nie. no i sos ze śmietany również. a że skoro już tak dużo zjadłam to może i lód. jeden i drugi. i wiem, że zaraz pójdę i zjem kolejną porcję warzyw, choć 3 razy już pieprznęłam się po ryju cotygłupiarobisz. ale wiem, zaraz pójdę do kuchni. i jeśli jakimś cudem wszyscy wyjdą z mieszkania zawisnę głową w kiblu. jeśli zostaną będę siedzieć taka gruba.
chciałam zacząć nowe odliczanie do 13ego czerwca. ale ja nie widzę sensu. chcę wagę. zróbcie mi coś. kiedyś potrafiłam.