wczoraj ... ah, nawet mi się nie chce wspominać tego dnia. to był najgorszy poniedziałek w moim życiu! wszystko się zwaliło na jedną chwilę, a to jakies kokursy, w ogóle lekcje, blle. tak mnie jakoś ta szkoła wkurwiła jak nigdy. że jesteśmy tam tylko murzynami do wygrywania książek dla biblioteki.
nienawidzę poniedziałków! to takie wybudzenie się z tej pięknej bajki.
ale nie tylko dla mnie ten poniedziałek był koszmarem. wszyscy narzekali.
w nocy przyjechał brat.
a dzisiaj...hm.
idę sobie na przystanek rano, patrzeę, a tu jedzie pewnien straszy chłop znany na całą okolicę jako z deka nie ten teges. więc mu mówię dzień dobry, i tak dalej, a on się zalotnie pyta:
- Mikóóóównaa?
tak po prostu mnie sobie nazwał mikówną. świetnie. ja przerzaszam, ale ile jest nazwisk w całej wsi, gminie i powiecie?! ile jest dziewczyn podbnych do mnie? dlaczego akurat M I K Ó W N A ?!!
a ja, kompletnie zwuteefowana pokazuję, że ...ówna, tam, z pola.
-aaaa, Ani córka, o, pozdrów ją, ja się z nią bardzo dobrze znałem!
no po prostu świetnie ;D
ogółem cały dzień też nuuuudny, najbardziej wściekła bylam na koniec lekcji. z głodu :D
jest 21, a jeszcze kąpiel i tekst metra na pamięć jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. ale woją drogą to ja to metro lubię, więc żadna męka.