Jeszcze tylko jeden dzień w pracy i już jutro jadę do domu. Już 3 miesiące mnie tam nie było, zleciało jak jeden dzień. To jest niepojętę jak życie szybko nakurwia...
Nienawidzę wracać w okresie przedświątecznym, zazwyczaj jadę w nocy z przesiadkami i jestem zmuszona oglądać na dworcach ludzi, dla których 24 grudnia - będzie najsmutniejszym dniem w roku. Bezdomnych, z ktorymi nikt nie przyjdzie połamać się opłatkiem, z którymi nikt nie zasiądzie do wspólnej wieczerzy. A ich jedynym postanowieniem w następnym roku - będzie jego przetrwanie ...
I najbardziej przykro mi jest, że nie można nic zrobić...
Że też przyszło nam żyć w takim popierdolonym państwie
A jeśli chodzi o mnie, to generalnie oprócz zaburzeń snu, które mi ostatnio zaczęły solidnie przeszkadzać w życiu, to nic się nie zmienia. Praca, studia itd. Ta rutyna zaczyna mnie już nudzić... Może nadchodzący rok, przyniesie jakieś konkretne zmiany Pożyjemy, zobaczymy ;)
"Na wszystko nie mamy wpływu, nie żyjemy tylko dla wygód.
Nie wszystko zależy od nas - co los zabrał, kiedyś odda... "
M..P.