Hey...
Juz sama nie wiem co mam robic..
wszystko poszło nie tak jak powinno...
Jak zwykle los sobie ze mnie zakpił...
ZNOWU...
Znowu będę płakać sama..
znowu będą mnie dręczyć koszmary..
o tym co było i o tym co bedzie i jest...
Cięzko jest mi się pozbierać..
a przecież jestem wesołą optymistką...
ten kto mnie zna więc przez co przechodze i wie
jaka jestem naprawdę...
Cokolwiek bym nie zrobiła...
Zawsze odniosę porażkę..
zawsze...
Zawsze będę suszyła rany..
A ktos bedzie je rozdrapywał...
Znowu będę ocierała łzy..
a ktoś sprawi by znów popłynęły...
Chcę krzyczeć choc nie mogę..
Krzyczę sama w sobie...
Bez otwierania ust...
I gdzie jest ten Bóg?
Który mówił nam ,że dzięki dobroci odnajdę szczęcie?
Gdzie to szczęście?
Jak bardzo mam byc miła i jak wiele razy mam pomagać...
bez odwzajemności...
Czy to kara? za co?
Dlaczego ja?
A nie ktos kto na to ewidentnie zasługuje....
tyle pytan bez odpowiedzi...