w lasach drobnych jak mak myśli
biegają serpentyny ścieżek
ja biegam między nimi
mocząc stopy w lotnych trawach
w krzakach baśni gdzie jagód chmary
pochowanych piegowatych kapeluszy
w szuwarach beztroski
przy ropuszym śmiechu
warkocze marzeń
zaplatam
na milowe lasso
jak latawiec
pstrokate słońce chwycę
na garść chwil
i nie więcej
wypłyniemy na powierzchnię
by upaść i znów tonąć
w morzu zielenią usłanym
o aromacie soczystym
błogim