Nadal tu jestem. Nadal w Paryżu, ale już tylko kilka godzin dzieli mnie od podróży do Londynu. :) W wakacje miałam okazje zobaczyc Kraków, co było moim marzeniem. Czułam sie troche głupio gdy pytana na castingach skąd jestem, odpowiadałam, że z polski a ludzie mówili mi, że to super, że byli w Krakowie, a to takie piekne miasto... kiwałam twierdząco głową, chociaż Kraków znałam jedynie z obrazków.
Teraz z całą pewnością moge powiedziec, że nasz Kraków to piekne miasto, ale jakie wielkie było moje rozczarowanie gdy na Wawelu okazało sie, że za zwiedzanie każdej z ,, atrakcji '' musze osobno zapłacic.
I tak wybraliśmy z Pasiem zwiedzanie Jamy Smoka za całe 3 zł, dzwon Zygmunta i krypty za całe 7 zł, I baszte Sandomierska ( czymkolwiek ona jest) za kolejne 3zł. Gdybym tak na prawde chciała zwiedzic cały Wawel potrzebowałabym tych złotych około stu.
Czy to nie dziwne, że w moich własnym kraj za to, że chce poznac kawałek historii i dowiedziec sie czegoś o własnej ojczyźnie musze za wszystko aż tyle zapłacic ? A tu, w Paryżu, wystarczy dowód osobisty i to, że jestem obywatelką UE i nie skończyłam jeszcze 26 lat, a wszystkie muzea i atrakcje stoją przede mną otworem! I tak dzieki temu poraz kolejny miałam okazje wejśc na Łuk Triumfalny i patrzec jak Eiffla miga o pełnych godzinach.. I wtedy pomyślałam, że jestem szczesciarą, że moge widziec to wszystko a jednoczeście zrobiło mi sie smutno, że nie moge tego dzielic z bliskimi.
Trzymajcie Kciuki, żeby moja nowa agencja nie odesłała mnie do domu widząc mój grubiutki tyłek.
Gare du Nord... London I am coming!