Znowu napełniam się złudnymi nadziejami. Pieprzony stan. Ciągle oglądanie filmów. Wszędzie wątek miłosny. Czasem banalny, ale i tak piękny. Nie potrafię powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. A potem, kiedy leżę już głową na poduszce i chcę usnąć, myślę o idiotyzmach. O chłopaku. Wymyślonym, zbyt idealnym. A rano? Pukam się w głowę, śmiejąc się, że same głupoty wymyślam przed snem. Czy aby na pewno?