Patrzę w niebo, ciemne niczym jej źrenice. Kropla deszczu rozbryzguje się na wszystkie kierónki świata. Deszcz, mrożący skórę deszcz znowu pada. Ulice szare niczym piopiół ze spalonych kart z wierszami. Zimny wiatr rozsypuje popiół po zżółkniałej trawie. Oglondam sie do okoła lecz nie widze kolorów. Wszystko wyblakło. Warknięcie silnika samochodu przyprawia mnie o ciarki na plecach.
Popatrz w moje oczy, nie zobaczysz tam strachu. Chcesz go? Poszukaj go głemboko w mojej duszy. Napewno go tam znajdziesz. Nie jestem twoim wrogiem, nie jestem też przyjacielem. Mimo że patrzysz ze mnie z wrogością, poddam ci rękę...
Dziwisz sie? Nie powinieneś. Mam dość tej szarości, może twój usmiech doda kolorów temu zmierzchowi...
Spójrz słońce wstaje. Wraz z nim nowy dzien, kolejny niewiele znaczacy. A może przynieść wiecej niż całe twoje życie ci dało. Daj szanse tej chwili, i odpłyń z nią. Niektórzy nie mają nawet jej...
Żyjcie tak, by nikt nie musiał przez was cierpieć...