Ksiezyc
Srebro jego majestatu, i gwiazd niebo zdobiace
Tyle tajemnic i tyle piekna kryjace
Wpatrywalem sie w niego przez lata
Slac pytania niczym od kata
Lecz teraz rozmawialem z nim o tobie
Rozmawialem by poradzic sobie
Z wlasnymi problemami i troskami
Myslalem nad tym co bendzie, z nami
Czy dalej jestem tym kim bylem?
CZy to wazne co ciagle robilem?
Czy to wazne ze ciaz istnieje
Moze zwyczajnie znikne gdy wiatr zawieje
Skocze w dol i przestane sie przejmowac
Przestane, lecz bende żałowac
Jak zawsze nie mam wyboru
Cieszac sie jeszcze resztkami honoru
Wstaje i patrze na wschodzace slonce
Tym chyba kolejny okres zycia skoncze
Niepotrzebuje ani łaski ani sztucznych twarzy
Nie jestem czlowiekiem ktory wciaz mazy
Zycie jest jak jedna wielka bitwa
Do samego konca gonitwa
Mozesz upasc i dac sie zabic lub wstac
Wstac i wciaz przed soba nowe poznawac
Srebro jego majestatu i gwiazd niebo zdobiace
Mrugajacych i blyszczacych swiateł tysiace
Otaczaja go niczym padline sempy
W plecach sztylet, srebrny i tempy
On jest sam mimo wielu dookoła nigo
Uznany jako zwastun złego
Lecz, Dlaczego?
Inni zdjęcia: Rodzinny posiłek sellieri... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24