Witam was kochani z nowego domu w Witney. :)
Pogode dzis tu mamy ladna, chociaz temeratura zbytnio nie szaleje.
Chcecie widziec jak nam minela podroz. Otoz calkiem dobrze.
Najgorsze bylo czekanie na odprawe bagazu. Liwka na lotnisku marudzila... z goraca, ze zmeczenia...
przez kilka godz nosilam ja na rece i na biodrze. W bicepsie mam chyba 2 cm wiecej. ;)
Dobrze, ze przed wejsciem do autobusu wiozacego do samolotu i do samej maszyny mielismy wykupony priorytet, bo inaczj calkiem bym oszalala. W samym tym autobusie spedzilismy chyba ze 40 min. Na stojaco ze spiaca Liwia, w goraczce i scisku. Z niemoc mialam lzy w oczach.
Co do lotu? Spokojny.
Liwka sie grzecznie bawila i wygladala przez okienka, a my zjedlismy jakies samolotowe zarcie i zaraz ladowanie ;)
Przy ladowaniu prawie pekly mi uszy.
popekaly mi naczynka w nosie i w okolicach brwi...
Jeszcze ten katar... w rezultacie smarkalam z krwia.
Uszy dopiero dzis mi sie odetkaly. ;)
Nie ma co narzekac. Liwka przezyla swoj pierwszy lot samolotem i byl bardzo dzielna. :)
skąd kupiłaś spodnie ? :D