mając nadzieję, że 2010 będzie lepszy niż 2009, przeliczyłam się. był równie beznadziejny, nie gorszy i nie lepszy.
masa pomyłek i nieporozumień równoważonych przez chwile, które chciałabym zatrzymać.
początek roku i początki przyjaźni z Olą, potem marzec i kwiecień i fatalne zauroczenie jednym z tegorocznych frajerów.
Berlin i cudowne cztery dni z Izą, Kayusią, które już na zawsze zostaną mi bliskie, Iza moją przyjaciółką, a Kayusia młodszą siostrą.
Smoleńsk, powodzie i słońce dopiero pod koniec maja. Doskonale pamiętam tę radość z tych kilku promieni słońca. nie mogliśmy się nacieszyć.
grille, imprezy, ogniska pod koniec roku szkolnego, radetzky movie, potem pożegnanie Księdza, zakończenie roku...
'to będą niezapomniane wakacje' i nie pomyliłam się Kasiu;]. Grecja, Nei Pori, absolutne zaskoczenie widokiem kruczkowskiej Majki w samym środku Grecji:), łamane zasady, obalane stereotypy, teorie, schematy. wielka rzeszowsko-lędzińska przyjaźń trwająca po dziś dzień i mam nadzieję nigdy się nie kończąca. trzy tygodnie bez rodziców w Polsce < 3, wizyta w Rzeszowie. najlepsze cztery dni, potem najgorszy tydzień, rozstania, ważne decyzje. beznadziejny koniec wakacji i druga klasa. masa nauki, kursy rysunku, korki z matmy, wszystko to składa się na tragizm mojej sytuacji. brak chwili wolnego, brak chwili dla siebie - tak możnaby skwitować ostatnie cztery miesiące tego roku.
z przerwą na 250movie i wizytę rzeszowian na śląsku, noce w Bojszowach, leżenie z nogami na ścianie.
na plus mogę zaliczyć kilkanaście kilogramów w dół, kilkanaście centymetrów dłuższe włosy, masę poznanych ludzi fenomenalnych, masę nowych doświadczeń, wspomnień, zdjęć.
na minus zdecydowanie złe doświadczenia, znajomości z frajerami i psychopatami, rozstania, łzy, brak chwili wytchnienia, ciągły zapierdziel i ogółem rzecz ujmując całe dwa ostatnie miesiące tego pochrzanionego roku.
wchodzę w 2011 z nadzieją, że nie będzie przynajmniej gorszy niż ten, że też tak hardo zniosę porażki, złe doświadczenia, rany kłute i cięte. wchodzę w 2011 rok z nadzieją, że uda mi się świętować te chrzanione 18 lat w takiej formie w jakiej ja chcę, nie moi rodzice i że sobie ogółem rzecz biorąc dam radę, nie wycieńczę organizmu brakiem snu i jedzenia i dożyję do sylwestra 2011.
tak.
ten wpis ma negatywny oddźwięk.
obiecuję sobie więcej do siebie nie przyciągać psychopatów i dopracować umiejętność bycia asertywnym.
póki co, bawcie się. ja nie chcę 2011 roku i tych chrzanionych osiemnastek.
o godzinie 23 idę spać.
dosiego.