Dziumdzia moja. Dzisiejszy dzień w sumie można zaliczyć do przeżytych. Rano pyszna kawa :), później biegusiem do domu i mega szybkie pakowanie się. Wreszcie w szkole, pierwsze wrażenie pod szkołą: O fuck! Co ja tu robię?!, następnie zebranie na auli i moja mina mniej więcej jak mina małej na zdjęciu powyżej. Przejście do klasy, wrażenie po zobaczeniu tych wszystkich ludzi: Ta klasa nie powinna nazywać się at tylko PASZTETY! Pozapłacałam wszystkie zaliczki i szybki powrót do domu na obiad. PIEROGI. Szybkie pakowanie i jazda do przychodni, odebranie wyników badań i biegusiem do centrum do lekarza. Szukanie miejsca przez jakieś pół godziny, siedzenia w kolejce i czekanie, czekanie i jeszcze raz czekanie. W końcu nasza kolej... i słowa lekarki... Nieważne w sumie jakie, ale mniej więcej chodziło o to że przychodzimy troszeczkę za późno i że trzeba było przyjść do mnie jakieś dwa lata temu jak to wszystko zaczęło się rozwijać... Tak, teraz biorę hormony narazie TYLKO na DWA LATA je dostałam, a jak mój organizm kiepsko będzie reagował na leki to prawdopodobnie będę je brała do końca życia. Łzy same mi się cisną na oczy... Tak w dużym skrócie ale w sumie z dużą ilością szczegółów wyglądał mój dzień! Chyba mam dość. Jeszcze mój wyjazd teraz... Niezły bałagan mi się zrobił. Dobra idę.