Cześć Wojtek.
Śmiesznie mi się zaczyna trzeci raz ten sam wpis w taki sam sposób. Po raz trzeci do niego podchodzę w ciągu ostaniej pół godziny bo w obu przypadkach moja glupota mnie przerosła i przypadkowo kasowałam to, co napisałam. Bardzo niefortunnie i głupio. Mam nadzieję, że tym razem wyjdzie.
Wiem, że dawno nie pisałam. Dawno nie dzwoniłam i nie rozmawiałam. Nie odzywałam się i nie dałam znaku życia... Ale myslałam. Porządkowałam. Wiesz, jak to jest, kiedy zaczynasz porządki od jednej półki, a znajdujesz rzeczy z kompletnie innego kąta... Mam nadzieję, ze nie masz m tego za złe.
Z drugiej strony jak o tym pomyslałam, stwierdziłam, że tak właściwie dzięki temu tak naprawde wiem, ile to dla mnie znaczy. Te przerwy w pisaniu warunkują mi naprawdę ogromna radość w momencie juz zabrania się do nowego wpisu. Jeszcze większą, kiedy mogę zobaczyć odpowiedź. Jeśli pisalibyśmy codziennie, bałabym się, że upowszedniłloby się to na tyle, że uważałabym to za rzecz tak naturalną i oczywistą, że nikt juz by nie docenił ich wartości. Mam nadzieję, że nadal chcesz jeszcze od czasu do czasu coś tu napisać. :)
Chciałabym, aby te wpisy były w formie jakiegoś manifestu, miały jakikowleik zalążek tego, co tak naprawdę sądzę i chcę zachować i przekazac dalej. Nieumiejętnie jednak próbuję cokolwiek stworzyć, nieumiejętnie bo z pewnego rodzaju dziecięca nawinością i ślepą wiarą... W ludzi może, w świat. Nieumiejętnie, bo bezskutecznie.
Poczytałam pare naszych ostatnich wpisów. Ciesze się z nich bardzo.
Ciesze się, że u Ciebie chyba w porządku. Mam nadzieję, że jakoś niedługo się jakos zobaczymy... :) Napisałam chyba, bo - może to wynika z niepokoju we mnie, czy z generalnego stosunku do świata - mam poczucie, że jednak zawsze jest coś, co wywołuje lekkie drżenie w środku.
U mnie też - chyba - w porządku. Zazwyczaj jestem zadowolona ze swojego życia - wsiadam rano do autobusu i ciesze się, widząc tych wszystkich ludzi. Idę przez miasto i ciesze sie, że ich widzę... Tych ludzi, bo mam jakąs obsesyjną radość z życia, jakim ono jest - z czlowieczeństwa... Tak jakbym patrzyła na innych lduzi i widziała w nich właśnie to, co najlepsze, to człowieczeństwo, które sprawia, że jednak jestesmy bardzo podobni. Czasem jednak wstanę z pewnym przeświadczeniem, że cała wrażliwośc na świecie zniknęła, a świat zbudowany na jakichkolwiek wartościach dawno juz runął. Wtedy widząc ich wszystkich obserwuję te smutne twarze, prawie zawsze bez emocji, zapatrzonych gdzieś za okno, zamyślonych, Wyglądają wtedy tak, jakby nie okazywali juz żadnych uczuć, jakbny wyzwyli sie swoje człowieczeństwa.
O co mi chodzi, to słowo czułość. Polubiłam je ostatnio bardzo i po mału rozumeim jego znaczenie. Na świeta i Nowy Rok życzyłam wszystkim po cichu przede wszystkim bardziej czułuch serc.
Pamiętasz, pisałam Ci kiedys, że balam się, że Wrocław wypali wszelkie uczucia i wartości. Pisałam nawet tutaj, w bardzo dziwnej metaforze... :) Z tego co obserwuję, ten proces "w drugą stronę" nadal trwa. W pewnym sensie to niebezpieczne, jeśli wiesz, o czym mówię.
Chciałabym zawsze widziec w ludziach tylko ich dobro.
Niech ryczy z bólu ranny łoś,
Zwierz zdrów przebiega knieje.
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś,
To są zwyczajne dzieje.
To są zwyczajne dzieje...