I see trees of green,
red roses too.
I see them bloom,
for me and you.
And I think to myself, what a wonderful world!
I see skies of blue,
and clouds of white.
The bright blessed day,
the dark sacred night.
And I think to myself, what a wonderful world!
Ostatnio nie wiem, co pisać. Więc motywuję Was do wzięcia przykładu z Louisa Armstronga i dostrzeżenia, że świat jest wspaniały, mimo tej przedwiosennej szarości roślin. Na szczęście szarość tę uzupełnia wspaniałe niebo w parze z nieskąpiącym swego ciepła słońcem. Częstuje nas czystym błękitem, przeszytym niekiedy wstęgami utkanymi przez samoloty, a o zachodzie słońca urządza nam prawdziwą ucztę... Cała gama ciepłych barw zalewa nas swą słodyczą... Wybornie, czyż nie?
PS wybaczcie tą pseudopoetyckość, jakaś pseudoinspiracja mnie pseudonatchnęła :)
PS2 nie mam zdjęć na tym komputerze, więc podziwiajcie moją kicię, Kitko-Frotko-Totinkę ;)