Nikogo nie kochał tak bardzo, jak jej.. Stał na ulicy na przeciwko wystawy jubilera. Patrzył na dwie obrączki z białego złota. Mogły być na ich palcach, mogły złączyć coś idealnego na zawsze. Mogły ale tego nie zrobią. Nie one były celem jego wizyty w tym miejscu, tylko odbicie ukochanej, która stała po drugiej strony ulicy. Była piękna, smukała, pełna gracji, jaśniała wśród szarego tłumu, ale jej palce były splatane z palcami tego... tego...
Patrzył tępo przed siebie. Nie widziała go, nie przeczuwała jego obecności, choć był tak blisko. Zajęta patrzeniem w oczy tego śmiecia, tego chama, tego.. zwykłego człowieka, niegodnego jej towarzystwa. Powoli włożył rękę do kieszeni płaszcza i zacissnął dłoń na kolbie pistoletu. Nie może tego znieść. Nie może patrzeć na nią, taką nieszczęsliwą, taką uśmiechniętą, taką odległą, w ramionach kogoś innego, taką udającą, taką beznadziejnie zakochaną. To musi się skończyć, raz na zawsze się rozwiązać, skoro nie chce, skoro nie może być z nim... Odwrócił się gwałtownie i wyszerpnął broń. Padł jeden, celny strzał.
Ludzie na ulicy byli zszokowani, wokół ofiary już wyrósł tłumek ciekawskich osób. Ktoś dzwonił po karetkę, ktoś krzyczał. Jednak nic już nie miało znaczenia - śmierć była szybka. Dziewczyna wraz z chłopakiem odeszli szybkim krokiem, nie chcąc ulec ogólnemu, choremu zainteresowaniu. Minie wiele miesięcy zanim dowie się, że ktoś umarł dla niej z miłości.