Wygrać znaczy stracić
Wszystko
Przelać przez palce
Prochy wczorajszego dnia
Z martwa nadzieją na rękach
Tańcząc do rytmu
Ze zgwałconym krzyczącym jutrem
Z ostrzem noża by uciąć
Pępowinę
Odcinając karmienie piersią
I tętnice wiary
Dbając o chwasty
Podane razem z żalem
Goryczą i gniewem
Popić jadem
I spluć raz
Na każdy kwiat
Ludzkiej myśli
Na zakurzoną pochwę nadziei
I na oczach innych
Niech dotrze do dna! Tak aby wgryźć się zębami w błoto
czuć zapach śmierci i dreszcze przygnębienia
tak aby wypełnić oczy ciemnością, z nonsensem szkodzącym myślom
i aby zgwałcić tętnice z trucizną
niech wsłucha się w rozbieżność każdego oddechu
i monotonny lament nieba
aby zasnąć z krzepnącym ołowiem w płucach
i tonami piasku które połknąłem
i gnić z kneblem nasączonym krwią z moich dziąseł
z sinym smarem zamiast krwiobiegu
otchłań w mojej głowie, słowa które zabierają sny
marzenia o truciźnie jutra
moje płuca spalone sadzą która oddycham przez tyle lat
w sinym świecie dymu, śniegu, i lasów kominów
i ze mną gnije koniec świata
który we mnie musi spać
koniec świata spleciony przez podcięte gardła
ludzi których nie mogę pominąć
i których nie mogę obciążyć przestępstwem za to
apokalipsa przedstawiona przez ślinę, krew i wysuszoną spermą
potem z zaciśniętych pięści i rozbitymi zębami splunął na słońce
aby upokorzyć dzień
ponownie chwalę bestię
jak piętno śmierci w każdym śladzie robię
wierze w Cień i jedna zasadę tego świata
nicość nie może zostać obrabowana i zniekształcona przez strach
zgniłe ślepe muszle plądrują mój mózg
jałmużna świadomości błaga o zapomnienie
skradzione wspomnienia zmuszają do poszukiwania poprzednich godzin,
rozbite lustra i puste butelki
niechętne odtwarzane watki życia
jestem cieniem, słowa bez smaku i wyrazu
sfałszowane przez gniew, zrodzone i przerwane z łona otchłani
która ubrana jest w takim sensie, w jeden i tylko ostateczny kontekst:
monochromatyczna nieskończoność nicości poza mną
niech wszystkie święte trupy na drzewach uschną
niech wszystkie święte łona gniją i niech brodaci mędrcy umrą
w skurczach cierpienia na trąd
i niech księża zawisną na swych własnych jelitach
i niech kochankowie ubóstwa utoną we łzach współczucia
które morzami chciwości wraz z lasami bagnetów
i pustynią zrobioną z popiołu
czarne chmury i nienasycone zarazy
hekatabomb które wyludnią czarno czarne ulice
i mój umysł
karmiony latami przez płomienie
niech wszyscy zgina
mój anioł stróż i trędowaty stwor
krasnoludy nazywane litera prawa i schorowane cnoty moralne
piękne w sercach czystej nauki
i silniejsze niż symbole praw fizyki
niech milczą w próchnacym piasku i wiatru, i dźwięku także
boginie na firmamencie i światów odległych
Całe życie nie ważne czy wewnątrz lub na zewnątrz przez nicość zostało utkane
Nicość znana innym, może być zagryziona piaskiem
i każdy atom wpada do źrenicy oka człowieka
świat wyobraźni i wyobraźnia
pomysły, ideały, ideologie
tchnienie życia i wydech śmierci
i niech ta dziwka Nadzieja płacze ze swego łona
ponieważ jej soki wewnątrz gardła przez inna dziwkę zniknęły
w jej namiętnym uścisku
ognia powstającego jutra&