day 21
bulimia blow-job
jaka psychodeliczna cudowna i ponoura piosenka...
Nie piszę bilansu. Dzień zaczęłam tak samo jak wczoraj skończyłam. Żyć mi się nie chce. Napad za napadem. Ręka mi krwawi.
Pogrążam się.
Niech ta terapia już się zacznie. Nie wytrzymam do końca stycznia.
...
Ważę 0,5kg więcej niż rano, ale już nie mam siły wyrzucać z siebie więcej. Zbyt wielki ból. Fizyczny i psychiczny.
Pomocy.
Może ktoś usłyszy. Mama wie. Bo ledwie skończyłam, ona przyszła do domu (pracuje piętro niżej). Zobaczyła moją napuchniętą twarz. Zaczęła mnie wąchać. Wie. Zaraz z nią porozmawiam. Potrzebuję rozmowy. Ona coraz więcej nie rozumie. Chyba zdaje sobie sprawę, że to nie jest tylko dlatego, że chcę schudnąć. Coraz więcej rozumie. Właściwie to ją kocham, mimo wszystko. Cieszę się, że już nie wrzeszczy na mnie, gdy się zorientuje, że nie robi mi pretensji. Po prostu milczy, ale wiem, że się martwi. Na pewno się martwi.
Czuję żal do siebie. Same ze mną problemy.
Mamusiu, bądź. A na pewno z tego kiedyś wyjdę. Obiecuję. Tylko wierz we mnie i mnie nie skreślaj.