Przygody w stajni miałam dzisiaj boskie. Najpierw pojechałam sobie w teren na Prymulce, w nowym ogłowiu, nausznikach, wystroiłam moją dziewczynę. Szła przez wieś taaaka dumna z samej siebie. Było cudownie. Te galopy po długich prostych, tylko ja i ona, nic więcej. Niesamowicie. Musimy częściej robić sobie takie wypady do lasu. Szczególnie, że niedługo nie będę mogła już na niej skakać i pozostanie nam mnóstwo czasu na długie, spokojne tereny. Księżniczka w boksie została oczywiście tradycyjnie wygłaskana, wycałowana i poczęstowana suszonych chlebem. Później zostałam przejechana przez konia. Świetnie prawda? Chciecie puentę, tej historii? Zajeżdżamy 4-letniego wałacha, Okonia. W przeciwieństwie do Liry, która kompletnie nic nie robiła sobie z tego, że ma jeźdźca na grzbiecie, ten chłopak lubi sobie poszaleć czując ciężar na grzbiecie. Staje dęba przy wsiadaniu, bryka, wyrywa się. Młody i głupi jeszcze, ale w każdym razie, kolega siedząc na nim próbował założyć kask, co się Okoniowi nie spodobało, stanął dęba, pchnął mnie przednimi nogami, tak, że upadłam mu wprost pod kopyta i wyrwał do przodu tratując mnie do drodze. Zwinęłam się w pozycję a'la pancernik, ale i tak oberwałam kopytem w głowę. Niezłe przeżycie. Nic mi nie jest generalnie, ale byłam w dużym szoku. Uwielbiam bawić się w zajeżdżanie młodych koni. Po prostu uwielbiam. Jutro sprawdzian z geografii, po szkole na zarobek, a potem do stajni. Pojeżdżę Omegę i zobaczę czy ktoś przyjedzie na jazdę. W sobotę Patitaj, a w niedzielę trening skokowy z Oliwią.
Ave.
Inni zdjęcia: Ja nacka89cwa... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24