Stajnia zaliczona, było całkiem w porządku, przyjechała Ola i Maja, najpierw posłałyśmy trochę koniom, dałyśmy im kukurydzy i siana, później teren, podczas którego towarzyszyła nam lekka mżawka, ale było świetnie, dużo galopu, chodzenia przez rowy, wbiegania pod górki.. Po powrocie poskakałyśmy sobie z Olą, ona na Prymusie, ja na Prymulce. a początku było wyśmienicie, szła przez przeszkody tak leciutko, że nawet nie czułam, że skaczę. Prymus trochę zrzucał Oli, ale i tak nieźle chodził. Później trochę się ponudziłyśmy, coś się wyczyściło, zjadłyśmy nasze ukochane chińskie zupki.. Przyjechała dziewczyna na jazdę, więc wrzuciłam ją na lonżę na Orawie, grzeczna była. Kolejna kaska do 'funduszu na sprzęt' przybyła. Wydzwaniam do pana od wytoku, ale nie odbiera. Zwariować można. W poniedziałek chyba do Decathlonu po białe bryczesy, podkolanówki i popatrzę na ceny ochraniaczy. Marynarkę już mam, jest śliczna i wygodna. Jutro jadę na przyjęcie.. Włosy ogarnięte, ubrania przygotowane, paznokcie.. po całym tygodniu spędzonym w stajni w dużym trudem zrobione. Życzcie mi powodzenia (nienawidzę rodzinnych imprez).
Ave.