jest odzwierciedleniem tego, jak ciekawe są zajęcia z mikroekonomii... hehe, ale przedwczoraj byłam na moim ostatnim wykładzie, tak postanowiłam :P Ależ ze mnie niedobra studentka.
Krótkie summary wczoraj - wstałam o 3:30 rano, prawie spaliłam Uni Hall zostawiając gotujący się ryż na włączonej kuchence (musiałam z Business School dzwonić do recepcji akademika, żeby wysłali kogoś do naszej kuchni, bo nie mogłam się skontaktować z żadnym z flatmates, który akurat był na miejscu :/). Potem była seria nieszczęśliwcyh przypadków typu 15 minut szukania sali, potem poszłam na siatkówkę, potem zrezygnowałam z salsy, żeby być wcześniej w akademiku i wyjść z flatmates na imprezę z okazji urodzin Romy. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo po przygotowaniu się do wyjścia przysiadłam na łóżku i usnęłam, a moi współmieszkańcy prawdopodobnie po prostu o mnie zapomnieli albo chcieli zapomnieć, więc szczególnie mnie nie szukali, no i ogólnie dziwnie. Ale za to dzisiaj wyspana podążyłam na Introduction to Accounting o 9 rano.
Potem łaziłam jak głupia po całym Cardiff, żeby a) zapłacić fee za akademik (dzisiaj ostatni dzień - a jakżeby inaczej) b) zakupić t-shirt do ćwiczeń c) zakupić płatki kosmetyczne. Przez to ostatnie spóźniłam się na następny wykład. Spóźnić się na wykład przez płatki kosmetyczne - biję kolejne rekordy.
W piątek pierwszy test - z Microeconomics. Ale nie martwcie się, nie chodzę na wykłady, ale nawet regularnie czytam książkę. Tylko coś nie mogę rozkminić obliczania tej elastyczności popytu. No zobaczymy.
Czuję się coraz gorzej, jeżeli chodzi o sytuację z flatmates. Coraz bardziej się alienuję, tak mimowolnie. Oni są mili, ale nie żeby specjalnie pomagali mi się zaaklimatyzować. Ludzie, ja jestem nietutejsza, pomóżcie mi trochę :)
No nic, idę poczytać trochę książkę do Economic History (a raczej pobieżnie przeglądnąć) i spać. Jutro na 14:10 pierwszy wykład, cudownie. Ale i tak muszę wstać wcześnie, żeby się uczyć, mało czasu, mało czasu.
Lubię tą księgowość (chociaż nic jeszcze nie zaczęłam się uczyć :P), lubię wykładowcę. Zwykle jest w czarnych spodniach i koszuli z krawatem (i spinką do krawata), dzisiaj przyszedł w adidasach, podkoszulce oraz spodniach dresowych i przez połowę wykładu siedział na ławce dyndając nogami. Śmieszne to było :P I uwielbiam jego akcent - najbardziej lubię, jak wymiawia "number" :P Dzisiaj dostaliśmy też Autumn Semester Study Pack: "Now, let's have a flick through this little baby" - fajnie to zabrzmiało ;)