Ostatnio cały czas chodzi mi po głowie jedna piosenka. Mianowicie, Bruno Mars - Just the way you are. Taka romantyczna pioseneczka, w sam raz na te zimne i ponure wieczory.
...
A, tak wiem - zdjęcie wygląda na strasznie sfotoszopowane, przepraszam. Ale zmieniałam tylko kontarst i ostrość!
...
Sięgam ręką do tyłu, dotykam swoich obolałych i zaskakująco mile wystających kręgów kręgosłupa. I co czuję? Ból. Przeraźliwy ból, który nie pozwala mi na podstawowe ruchy, tudzież schylanie się i prostowanie. Gdzieś musiałam coś nadwyrężyć lub naciągnąć, nie ważne. Przejdzie niedługo pewnie.
...
I znowu dopada mnie ta sama obsesja. Czasem...
Uhh, to nie jest tak, że ja tego bardzo chcę... bardziej pragnę samoakceptacji, niż dążenia do ciągłej zmiany siebie. Ale to nie jest takie łatwe. Nie mam pojęcia, dlaczego to tak skutecznie siedzi w mojej głowie. Zrodziło się gdzieś z podstawówce (już!) i nie może umrzeć...
,,Najpierw musisz pokochać siebie, żeby pokochać kogoś. Bo jeśli siebie nie kochasz (/nie akceptujesz), to nie możesz pokochać drugiej osoby. No chyba, że Twoja niska samoocena jest zmyślona".
Nie wiem, jak do tego podejść. Teoretycznie... tak chyba właśnie jest. Ale jeśli to właśnie ja jestem praktycznym dowodem na to, że może być inaczej? Nigdy nie udawałam, że ze mną jest coś nie tak, oczekując w ten sposób od innych, aby temu zaprzeczali, tudzież prawili mi komplementy. Nie, nie jestem jedną z tych wielu dziewczyn, które tak właśnie robią.
Owszem, nie potrafię się zaakcpetować. Ale to nie znaczy, że nie kocham prawdziwie. Nie wiem jak mam zaprzeczyć tej tezie. Sama zaczęłam się nad tym zastanawiać... ale nie chcę, żeby ktoś mi coś wmówił jednym zdaniem...
Ja swoje wiem. Wiem, że kocham. Niestety nie siebie. Ciebie. Mam nadzieję, że to wystarczy.
A jeśli cokolwiek się tu wyklucza... to chyba faktycznie powinnam udać się do lekarza.
...
i... napisałabym coś jeszcze, ale... chyba nie ma to sensu.
może po prostu powiem - dobrej nocy i śpij dobrze.
?