Tak, mam obsesję... na punkcie wystających kości, bycią chudą i uczucia pustki w żołądku.
To siedzi w mojej głowie, już od dłuższego czasu. Dokładnie jakieś 8 lat...
Znalazłam niedawno swój zeszyt - brudnopis, czy coś w tym stylu. Zaczęłam go przeglądać, aż w końcu natrafiłam na stronę, na której dałam upust swoim emocjom.I to było dokładnie jak miałam już 12 lat...
Pisałam o nienawiści do samej siebie i o tym, że za wszelką cenę muszę być chuda. Tak cudownie chuda, jak wiele tych szczęśliwych dziewczyn, które mijam na ulicach. Nie potrafię przejść obojętnie obok dziewczyny z nogami długimi niczym do nieba i nienagannej sylwetce, powiedziałabym... wręcz idealnej. Bo w mojej głowie zbierają się myśli, których potem nie potrafię tak łatwo wyrzucić.
A za chwilę zaczynam marudzić, narzekać i mieć pretensje do całego świata, a najbardziej do siebie o to, że ja tak nie wyglądam.
Myślę, że najbardziej cierpi na tym mój chłopak... Bo codziennie słyszy z moich ust słowa, których chyba nie do końca potrafi zrozumieć... Z którymi nie do końca się zgadza.
Nie potrafię chyba tego wytłumaczyć. To się bierze z mojej niskiej samooceny, tak myślę. Albo nie, bardziej z braku wiary w siebie i samoakceptacji. Mhm, nie potrafię się zaakceptować. Ciągle mam w głowie obraz tego, jak powinnam wyglądać. Staję przed lustrem i czuję rozczarowanie. Są takie dni, że patrzę na siebie i myślę 'nie jest najgorzej', że... 'jakoś ujdzie'. Zaciskam wtedy zęby i udaję, że dobrze czuję się we własnej skórze, co by nie zgrywać ciągle Niezadowolonej-ze-swego-wyglądu. Ale są też dni,w których nawet zaciskanie zębów nie pomaga. W takie dni mam ochotę zedrzeć z siebie skórę i się jej po prostu pozbyć, nie widzieć jej nigdy więcej... Czuję wtedy niesamowitą złość i smutek. Że nie mogę być taka, jaka naprawdę chcę być. Nie wiem czy to normalne i nie wiem, ile dziewczyn tak ma... Ale mnie zaczyna to powoli męczyć, mysli, które tłoczą się w mojej głowie przez 2/3 dnia, zakładając, że przez resztę śpię.
Tak, potrafiłabym się doprowadzić do swojego wymarzonego stanu w miesiąc. Ale to wiązałoby się z licznymi kłótnami z bliskimi mi osobami i wysłuchiwaniem o tym, że jestem nieodpowiedzialna i, że brak mi wyobraźni.
I czasem sobie myślę, choć to bardzo egoistyczne, że chciałabym odizolować się od całego świata na ten miesiąc i zrealizować swoje marzenie...
Bo jedno mi się spełniło - mam Ciebie. Kochającego chłopaka, który widzi we mnie ideał, pomimo, że ja tego nie rozumiem... I gdy wydaje mi się, że już zrozumiałam przychodzi dzień, w którym spoglądam na siebie i czuję obrzydzenie.
Przepraszam.
Bo przede mną chyba długa droga do zaakceptowania siebie...