No i dokąd doprowadziła mnie moja droga?
Droga, która - rzekomo - miała prowadzić do szczęścia przyprawionego szczyptą ideału i odrobiną samozadowolenia?
Otóż na drodze pojawiła się mała przeszkoda w postaci Obniżonej Odporności i wylądowałam z ponad 40 stopniami gorączki w łóżku. A mogłam w szpitalu, wiem, ale zbuntowałam się. Oleśnicki szpital? Przecież tam nawet krwi ze ścian pewnie jeszcze nie zmyli. Nieważne.
Anyway, leżenie w łóżku przez tydzień to wcale nie pierwszorzędna rozrywka.
W zasadzie to dziwię się. Zawsze słynęłam z tego, że "Ania to choruje chyba raz na 10 lat". Ano, ale skończyło się to, co dobre. I skończyło się też na tym, że mama wywaliła mi wagę ( a tak naprawdę to nie wywaliła, tylko schowała, ale ja i tak wiem gdzie! ).
Ale jedno się nie skończyło. I wiem, że większość ludzi mi bliskich tego nie popiera... Ale nic na to nie poradzę. W lustrze ciągle widzę te 5 kg za dużo. A może po prostu jestem chora...? Tak, na pewno.
Jutro już ósmy miesiąc razem!
Nie wiem, może to dziecinne liczenie każdego miesiąca, a następnie pisanie o tym na photoblogu. Tak, z pewnością jest. Ale co z tego, skoro sprawia mi to radość? Kolejne miesiące, które upływają mi tak rozkosznie, bo z Tobą - ósmym cudem świata ( i nie próbuj zaprzeczać! :-* ).
Jutro, jutro, jutro... a Ty w Zielonej Górze, szlag!
Ale w czwartek wracasz, obyś miał siły. Na co? Tego już pisać tutaj nie będę, Ty i tak dobrze wiesz, o co mi chodzi. ;-)
NajUkochańszy <3