dzień 30
-Jakim prawem tak po prostu tu wpadasz?-pytam na widok Alana , który dosłownie"wpada"do mojego pokoju.
-Jakim prawem co?!-krzyczy. Jeej. jeszcze nigdy nie słyszałam jak krzyczy...Bierze dwa głębokie wdechy i już spokojniej kontynułuje.-To Ty mi powiedz,jakim prawem wychodzisz sama z imprezy. jakim prawem nikomu z nas o tym nie mówisz. jakim prawem-wyłączam się na chwile.Zastanawiam się nad tym, czy postąpiłam słusznie.Wracam z obłoków dopiero gdy słysze głośne i perfidne - Kurwa mać.
-kiedy zdąrzyłeś się tego nauczyć? -pytam zszokowana.
-Odkąd tak sobie wyszłaś Jessica powtarza to na okrągło.Lepiej do niej zadzwonie.-wyciąga telefon i chyba mi na złośc prowadzi rozmowe po francusku. Wymieniają parę zdań, po czym Alan rozłancza się i mówi do mnie.: - Nie powiem Ci jak bardzo mnie wkurzyłaś swoim zniknięciem. Nie powiem Ci jak bardzo się martwiłem. Powiem Ci tylko, że ogromnie mnie rozczarowałaś. Sądziłem, że jesteś rozsądna. Jak wróciłaś do domu?
-Stopem.
-hmm? - patrzy na mnie wyczekująco. No tak, nie zrozumiał.
-Autostopem. -teraz patrzy na mnie wściekle.
-W takim układzie nie mam więcej pytań. -odwraca się i wychodzi. "Nie idz za nim, nie idz!"-kusi moja duma. "odwal się"-mówi moje serce."idziemy!"-kwitują moje nogi,które już zesuwają się z ciepłego łóżka.Porywam jeszcze z krzesła bluzę i już lecę po schodach. Otwieram drzwi wejściowe akurat w momencie gdy Alan otwiera swoje od auta.
-Poczekaj!-krzyczę w jego kierunku, na co on tylko macha mi ręką,zatrZaskuje drzwi i odjeżdza. Stoję po raz pierwszy potraktowana przez Alana chamsko."Zasłużyłaś na to!"-krzyczy moje serce."to on tańczył z tą idiotką!"-odpiera atak moja duma."czemu mnie nie przytulił?"-dodają smutno oczy,które właśnie zaczeły wylewać morza łez.Stoje sobie i moknę z nadzieją, że zawróci.Na podjazd wjeżdza samochód. Wyskakuje z niego Jessica.
-Kurwa mać, co ty sobie myślałaś.kurwa,kurwa,kurwa.- dodaje i juz biegnie w moją stronę.Zatrzymuje się przede mną,patrzy mi w oczy i mówi-jesteś głupią kretynką.-po czym, jak to ona, przytula mnie mocno.Płaczemy obie. Ona- z ulgi. Ja- z rozpaczy. Przyglądam się jej. Jest w dyskotekowych ciuchach,w pomazanym makijażu i rozczochranej fryzurze,którą sama jej robiłam.Czyli nie spała od wczoraj.. czyli od wczoraj mnie szukała. I w jednej chwili zdaje sobie sprawę,że nie wolno mi było tak postapić.
-Jessi, ja..-jąkam się. nie jestem dobra w przepraszaniu,bo.. zasadniczo nigdy nie przepraszam.
-Wika,jak mogłaś? -nie pomaga mi,Chwyta mnie za ramiona i mną potrząsa.-Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś zrobić to Alanowi? Wiesz jak on się czuł? Obiecał Twojej mamie,że będzie miał na Ciebie oko,zawsze.Że przywiezie Cię rano, i że będzie o ciebie dbał. A Ty nagle znikasz.Szukaliśmy Cie wszedzie.Najpierw w każdym kącie imprezy,co nie było łatwe.Potem, w parku obok. Potem zjeżdziliśmy wszystkie Twoje miejsca.potem Alan zadzwonił do Marcela, mimo że mówiłam,że to głupi pomysł.. - wymienia mi dziesiątki miejsc w których jeszcze mnie szukali.
-To czemu nie wpadliście na to,że jestem w domu?
-Bo mimo ze Cie teraz nienawidzimy, to kochamy Cię tak bardzo,że nie chcemy Ci robić kwasów w domu.Bo co jeśli by cie tam nie było?Twoja mama wezwalaby jak nic policje,że jej córka zagineła, a potem byś do końca pobytu , jak nie życia, siedziała w domu.Oczywiście,przyjechaliśmy tu.Alan sprawdzał czy nie pali się u Ciebie światło.Próbował nawet się do Ciebie włamać, ale jak zobaczył system alarmowy,który tym razem działał to zrezygnował.Potem przyjechał Marcel, który zaproponował,że spędzi resztę nocy pod Twoim domem,w razie gdybyś wróciła, a Alan pojechał szukać Cię dalej.Później się zmienili.Ja, w tym czasie objechałam wszystkich znajomych, budząc ich o czwartej nad ranem i pytając czy cie nie widzieli.I dopiero teraz, niech spojrze..-wyjmuje telefon-o godzinie 8.00 Alan zdecydował się zajrzeć do ostatniego miejsca , czyli Twojego domu. Więc dopiero teraz mogę zacząć spokojnie oddychać. Powiedz mi, czy osiwiałam?
Zapraszam ją do środka na śniadanie, ale odmawia.Mówi, że nie chce przypadkowo wbić mi noża w plecy za to,że tak postąpiłam.Twierdzi,że musi ochłonąć,ale i tak o 20 medytujemy. Wpadam w popłoch. Co ja będe robić do 20,skoro Alan nie chce mnie znac? Znów czuje się tak, jak podczas ostatniego tygodnia w Polsce. Znów jakbym straciła cząstkę siebie. Wtedy się nie poddałam, przyznałam do błedu i przeprosiłam, teraz.. nie miałam na to siły.Zamknełam sie w pokoju z telefonem i poczułam, że musze z kimś pogadać. Telefon do Polski kosztował by mnie fortunę.Więc odpada.Skoro Jess budziła wszystkich, to wszyscy wiedzą. Odpada.
-Ahh.-westchnełam i wykręciłam numer, który znam na pamięć.
-Halo, tu Alan.nie mogę teraz rozmawiać.- poczta. Odłożyłam słuchawkę. Marta..oh , Marta. Jak w tej chwili jej potrzebowałam.Ubrałam się i wyszłam. Czas uciekał, za dwa tygodnie mam wrócić do Polski, więc nie moge sobie pozwolić na kłótnie.
-O! Cześć Wiktoria!-mówi do mnie mama Alana, która jak zawsze od rana pracuje w ogrodzie.- A co Ty w takim deszczu dreptasz az do nas?Przecież Alan by cie przywiózł!
-Ja własnie w tej sprawie. Jest Alan?
-A no był. Tylko chyba gdzies pojechał.Ale przecież możesz wejść. Zjemy śniadanie,wypijemy ciepłą herbatę. Coś się nam pogoda psuje , nie sądzisz? Mokro, zimno, nieprzyjemnie..-mama Alana,jak to mama Alana zasypuje mnie gradem zdań. Przerywam jej,gdy zaczyna opowiadać o nawozach do jakiś kwiatów.
-Dziękuje bardzo za zaproszenie, ale musze już iść. Wpadłam tylko na chwilę.-uśmiecham się przepraszająco i zanim zdąrzy coś dodać,rzucam dowidzenia i oddalam się.Dzwonie ponownie do Alana, ale znów witam się jedynie z pocztą.Ide do kurparku, z nadzieją, że tam go spotkam, ale nie. Wracam przemoczona do domu,postanawiam nagrać się mu na pocztę i kładę się do łóżka.Wysyłam sms-a z przeprosinami Jessice i MArcelowi.Zasypiam, budzę się i z cholerną nadzieja patrzę na telefon. 2 wiadomości. Jedna od Marcela, który napisał,że dokonałam cudu,gdyż on ateista,wczoraj modlił się o to by nic mi się nie stało.Dodał na końcu,że ściska,więc raczej nie jest zły.<mniejwiecej w tłumaczeniu tak to brzmiało>.Druga od Jess,że dziś jedzie ze swoimi kolanami do kliniki,i że raczej nie wróci do tej 20.Ale wiadomość na którą czekałam-nie nadeszła. Postanowiłam nagrac drugą,ale ku mojej zgrozie-pojawił się sygnał. Po trzech "biipppp,bippp,bippp"-zdałam sobie sprawę,że Alan odrzucił.Skuliłam się na łóżku,i płacząc zasnełam.Obudziłam się teraz,tj 23:42:02 i wcale nie czuje sie lepiej z tym,że on dalej milczy. Analizuje każde jego zdanie. Każde moje zdanie.Chyba pójdę dalej spać..Ale za nim zasnę, wyślę mu krótką wiadomość. "Kocham Cię.."-wyślij, wyslij do, ostatnie kontakty,Alan:*. Poszło.. Już nic więcej nie jestem w stanie zrobić.
dodaje dziś, bo nie wiem czy jutri będzie kiedy...