Zacznijmy od tego, że dziękuje. Nie wiem jakim sposobem wchodzi tu was tak wielu. Dziś chyba pobiłam swój rekord, który dla innych będzie zapewne niczym. 6500 odwiedzin na dzień dzisiejszy. Cieszę się. :)
Wgl, dzień pozytywny. Spacer z Misiem, z Dalią i pepsi z pepsocholiczką xD
A jutro sprzątam w domu i proszę, proooooszę, nie próbujcie mnie nawet z niego wyciągnąć. Nie dam się.
Czy wy na prawde lubicie to czytać? No wiecie, ten mój niemiecki pamiętnik ?
Dzień osiemnasty
Wczorajsze przedstawianie wyszło genialnie. ;) Moja mama zaraz po wyjściu Alana powiedziała do mnie coś w stylu:
-Jeżeli to nie będzie Twój przyszły mąż to Cię wydziedziczę. - więc raczej go polubiła. Zresztą Alana nie da się nie lubić.
No ale dośc o wczoraj.
Co do dziś.. Kopara mi opadła. Najpierw poleżałam sobie w ogrodzie i opalałam się, a gdy już miałam wchodzić do domu jakaś dziewczyna coś do mnie krzyczy. Odwracam się i widzę jak ta od biletów, więc była Alana, podchodzi do mnie.
-Głupia s*ka. Pożałujesz tego!!- krzyczy po niemiecku.
-Co? -pytam, nie wykazując się taktem.
-Alan jest mój ! Jak mogłaś mi go odbić?!-dalej się drze.-Nienawidze Cię!-dodaje po angielsku.
-fajnie.- mówię, i licze do 10 żeby się uspokoić. "nie możesz dać się sprowokować"słyszę w głowie słowa Mistrza."Nie pokazuj,że jesteś słabsza"-A wszelkie zażalenia proszę składać do skrzynki. - mówie, a bynajmniej mam nadzieję, że powiedziałam. Popchnełam drzwi i zanim zdążyła się odezwać zatrzasnełam je. "ha! jeden : zero dla mnie". Wchodzę sobie po schodach, gdy słyszę , że w domu dzwoni telefon. Biegnę,dopadam go przed moją mamą i słysze ukochany głos.
-Czemu dzwonisz na domowy?
-Czemu masz wyłączony telefon ? -pytamy równocześnie.
-Co dziś robimy ?
-No właśnie w tej sprawie dzwonie. Co powiesz na wesołe miasteczko? - zgadzam się z chęcią. Ustalamy, że zabierzemy Jessicę i Noe ze sobą.No i Ralfa, żeby nie było nudno.
Nie mija nawet godzina, a my już siedzimy w samochodzie Ralfa, bo przecież w dwuosobówce Alana byśmy się nie zmieścili.Spiewamy sobie z dziewczynami "schland o schland" i cieszymy na zbliżające się karuzele. Płacimy za wejście i juuuu.. Zaczynamy jazdy! Już po pięciu mam ochotę oddać śniadanie, po 7 - obiad. Dobrze, że nie jadłam kolacji. ; p z Jess zmierzamy w stronę stoiska z schlusem,który uwielbiamy,kiedy podchodzi do mnie jakiś koleś.
-Głupia s*ka. - mówi.
-Ciebie też miło poznać.-odpowiadam i uśmiecham się. Zauważam, że Alan już zmierza w naszą stronę.
-Czego chcesz Berry?-pyta Jess.
-Rozmawiam z nią, nie z Tobą. - odpowida chamsko. Ponieważ mówi gwarą niemiecką, nie jestem w stanie do konca go zrozumieć. Zrozumiałam jednak, że nie za bardzo mnie lubi.
-Odczep się od niej. -Alan wyrasta między mną a tym dup..kimś.
-Nie rozmawiam teraz z Tobą, tylko z nią!-mam nadzieję bynajmniej, że tak powiedział. Bo ciężko mi na prawdę było go zrozumieć.
-Chyba wyżywasz swoją złość na nieodpowiedniej osobie.
Jess przysuwa się bliżej mnie, i szepcze:
-To nie wrózy nic dobrego. Berry jest idiotą, a jak jeszcze raz Cie obrazi , a Alan to usłyszy to będzie cienko. - słyszymy jak chlopacy coraz bardziej nerwowo wymieniają ze sobą zdania.- EJ! Oni się chcą bić!- mówi do mnie Jess.
-TUTAJ?!-krzyczę.
-Nie-dalej szepcze, choć właściwie nie wiem dlaczego.-Alan nie chce tutaj, bo za dużo tu dzieci.Ale ten dupek nalega.-kończy swoją kwestie, i obie piszczymy gdy zauważamy jak Berry popycha Alana.Alan chwyta go za nadgarstek.berry go odpycha. Alan odwraca się do nas i mówi do Jess po francusku.Jess chwyta mnie za rękę i ciągnie .
-Co robisz?!Jess! nie możemy im na to pozwolić!Jess,kutwa puść mnie!- ale jej ręce przypominają stalowe kajdany.Beszczelnie wykorzystuje, to że jestem ostatnio osłabiona.Odwracam się i dostrzegam , że Alana i tego dupka już nie ma. Jess jednak ciągnie mnie dalej. Przystajemy dopiero przy fontannie. -Puść mnie!-syczę.
-Nie mogę.-odpowiada z przepraszającą miną.
-JESS!-drę się.-Widziałaś jak ten Berry wygląda?! Musimy znaleźć Ralfa, on musi..
-Zamknij się. Nie znasz tak dobrze Alana jak ja. O ile zakład, że wyjdzie z tego bez szwanku?
-Zwariowałaś.-mówie będąc już na granicy szaleństwa.- Kto to w ogóle jest ten Berry?I czego chce ode mnie? Rasista czy co?
-Nie. To brat tej palantki.Pewnie go na Ciebie nasłała. - milknę. Nie mam ochoty na dalszą dyskusję.Wkurza mnie fakt,że nie wiem co z Alanem. Że Jess tak mocno mnie trzyma. I że jestem bezsilna.Siedzimy i patrzymy sobie na wodę w fontannie, żadna z nas się nie odzywa. Milczenie przerywa Jess
-opowiesz mi teraz jak to się w ogóle stało, że jesteście znów razem?
-To dzięki Tobie.-mówie i uśmiecham się. Moja złość na nią wyparowuję. Opowiadam jej o rozmowie z Alanem pod stadionem.
-I żyli długo i szczęśliwie.-podsumowuje i ściska mi rękę.
-Szczęśliwie i do 10 sierpnia. -dodaję. Dostrzegam Alana, który się do nas zbliża. Wstaję i skutecznie wyrywam się Jessice.
-Wszystko okey?-pytam gdy dopadam go i wtulam się w niego.
-Wiedziałam. Mika! wygrałam. - mówi zadowolona z siebie Jess.
-Nic mi nie jest.- odpowiada nie wiadomo w sumie do kogo.- Ale chyba straciłem ochotę na karuzele.-odsuwa się ode mnie nawet na mnie nie patrząc. "eeee?"-pyta moje serce. "olej to"-kwituje moja duma.
-Na pewno wszystko okey?-pytają moje usta.
-Tak. - odpowiada krótko Alan.-Która godzina?
- 22.34-odpowiada Jessica kontrolując telefon.-Dzwonię do Ralfa i się zmywamy?
-Tak.-podejmuje decyzję Alan. Pół godziny później siedzimy już w samochodzie. Alan jest dziwnie milczący. Prowadzi, bo jako jedyny nie pije.
-Alaan ? On Ci zęba wybił, czy jak ? Milczysz zbyt długo. - pyta Ralf, a ja cieszę się w duszy. Całe szczęście, że Ralf również to zauważył. Bo milczenie Alana nie było normalne. Alan zamiast odpowiedzieć uśmiecha się sztucznie i bardzo szeroko.
-Sprawdziłeś już moje uzębienie? -pyta i natychmiast ponownie skupia się na prowadzeniu.
-Jest bezbłędne. - Ralf.
-O co chodzi? - Jess.
-Możesz ściszyć?-Noe
-Jesteś na mnie zły? - ja
-czemu mi nie powiedziałaś, że u Ciebie była? -pyta, a ani ja, ani Jess, ani Ralf , a tymbardziej zalana Noe nic nie odpowiadamy. Milczymy uparcie do końca drogi. Bez słowa Alan zatrzymuje się pod moim domem. Żegnam się z wszystkimi, a ponieważ Alan najwidoczniej nie ma ochoty pozegnać się ze mną sama otwieram drzwi od strony kierowcy i cmokam go w policzek.Zamykam drzwi i idę w stronę drzwi wejściowych. Słyszę jak zapala silnik dopiero kiedy weszłam do środka.Stoję chwile w korytarzu,a potem siadam sobie na schodach. Jestem wykończona. Nie mam siły myśleć o tym o co mu chodzi. Doszlapuję się na górę i kładę się do łóżka. Teraz jednak postanowiłam wziąć laptopa i to opisać. To nie był dobry dzień,aczkolwiek zły też nie.
Czasem kiedy mówię: "u mnie w porządku"
Chciałabym .. żeby ktoś spojrzał mi w oczy uściskał mnie mocno
i powiedział "wiem, że wcale tak nie jest".