Beznadzieja. ; /
dzień dwunasty
-upilście mnie!-mówie zaraz po przebudzeniu .Czuje się jakby ktoś bez mojej zgody rozegrał sobie mecz w mojej głowie. A może wyścigi czołgów? -Denis!! Wstawaj! Mówiłeś, że to tylko cola!
-chciałem Cię upić, przed tym co Cie czeka. -mamrocze.
-A co mnie czeka?
-Denis, morda. - Jessica rzuca ostro. Patrzy na Denisa, którego poziom brzydkich słów nie jest aż tak wysoki jak jej.dodaje więc łagodniej- nic nie mów.
-Jess! O co chodzi ? -pytam,nieżle spanikowana. Oni zawsze coś knują.Odpowiada mi milczenie. -Haloo? - podnosze głos.
-Dzizys. Mika, litości. - odpowiada Denis.-Idę pod prysznic.-jak tylko zamykają się za nim drzwi Jessica mówi.
-Dziś o 15 na stadionie grają w nogę. Pójdziemy?
-Kto gra?
-Ludzie.
-A myślałam, że zwierzęta.
-Chodzmy na śniadanie.-zwlekamy się, rezygnujemy z grzanek i z reszty wczorajszej pizzy i zwyczajnie kroimy sobie pomidory do sałtaki.Kroję właściwie sama, bo Jessica poszła odebrać telefon .
-Huuuuuuuuuraaaaaaaa!! -slyszę jak się drze, więc odkładam nóż i wdrapuje się po schodach.Czym bardziej zbliżam się ku jej drzwiom , tym większa panika mnie ogarnia.Delikatnie pukam do jej drzwi, a ona natychmiast milknie.
-Wszystko okey?-pytam. Slysze, jak szybko mówi coś szeptem, a potem kończy rozmowę.
-Pokroiłaś? -pyta odwierając drzwi, i dając mi do zrozumienia,że to nie moja sprawa.
-Jak chcesz.-odpowiadam i krzyżuje ręce na piersiach. Nie lubie tajemnic,ale musze to zaakceptować.-Pokroiłam.
-Dziękuje, Kocham Cię. -całuje mnie w policzek.Schodzimy, zjadamy i gadamy o pierdołach. Około 12 wychodzę od niej, wracam do siebie i gadam z mamą.Mama miała dziś dobry humor xD Tańczyłyśmy cholernie dziwne tańce na środku pokoju. Tak jakoś nie pasowało mi to do mojej mamy. xDD
-Mika, słuchaj uważnie. - powiedziała do mnie Jess przez telefon. -U?bierz najlepsze ciuchy, uczesz ładnie włosy i się wymaluj, dobrze?
-Ale..
-Cicho. zrób to. O 15 będe po Ciebie. -zanim powiedziałam, że mi się nie chce Jess rozłączyła się. Wklepałam w skórę maseczkę, zabrałam się za prostowanie włosów i prasowanie sukienki. Zmyłam maseczkę, ale postanowiłam się nie malować. pociągnełam tylko usta błyszczykiem.Ubrałam się,i zeszłam na dół. Jess jak to ona , spóźniła się jakieś 7 minut.
-wow! o to mi chodziło. -powiedziała na mój widok.
-Powiesz po co ten cały cyrk ?
-Zobaczysz. -idziemy na stadion, wchodzimy za darmo, gdyż na bramce stoi nasz znajomy xD Siadamy , a ja mam ochotę trzasnąć samą siebie za swoją głupotę.
-Alan..-mówie, dostrzegając jego numer 8 i nazwisko na boisku. To dlatego ona kazała mi tu przyjść. Na szczęście dopiero sie rozgrzewają.Wstaję, i na odchodnym mówie do Jessicy:
-nie wierze, że mi to zrobiłaś.
-Mika, do cholery, czekaj. -krzyczy za mną , ale ja udaje, że jej nie słyszę. Natomiast staję jak wryta,gdy słyszę jej głośne- ALAAAAAN!!-szybko się opanowuję,i tak szybko jak pozwalaja na to moje wysokie buty opuszczam stadion.
-Poczekaj.-słyszę za sobą.-Zatrzymaj się. -dodaje głos, a ponieważ go nie słucham podnosi ton. - Proszę Cię tylko o chwile rozmowy.-"no dobra" myślę i zatrzymuję się.Odwracam się i znów scina mnie z nóg. Tysiące pytan jakie do niego miałam wyparowuje.Wkurzam się sama na siebie,na swoje 'motylki' w brzuchu.
-Zaraz zaczyna się mecz. Dalej grasz w pierwszym składzie?
-Gram. -odpowiada.
-To co tu robisz? nie zdążysz wrócić. A bez ciebie pewnie przegrają. Jessica została? Albo zresztą nie odpowiadaj, nie ochodzi..
-Skończysz wreszcie? -przerywa mi. Natychmiast milczę.
-Muszę Ci coś powiedzieć. Rzetęę.
-A można po polsku? Nie znam tak dobrze angielskiego,czy też niemieckiego.-jednak zdecydowałam się odezwać.
-To akurat francuski.Po polsku brzmi to już trochę oklepanie.
-Albowiem?-drąze dalej, a Alan bierze głęboki oddech i powoli,patrząc mi w oczy mówi:
-Kocham Cię.- zabrakło mi powietrza. Zakręciło mi się w głowie. Otworzyłam i zamknełam usta. Alan lekko się usmiechnął i zaczął kontynułować- Próbowałem okłamywać siebie, że jestem w stanie to zwyciężyć.Ale nie dałem rady. Wczoraj zerwałem z Alinee.
-Przecież mówiłeś, że..
-Wiem. Miałem nadzieje, że dam radę z tym wygrać. -nagle słyszymy dzwięk rozpoczający mecz. -O 'szajse'. Mika musze wracać. Proszę , chodz ze mną. -chwyta mnie za rękę i ciągnie w stronę stadionu. biegniemy. Potem Alan zmierza do wejścia dla graczy, ja na trybuny, ale Alan zawraca.Przytula mnie mocno i mówi:
-Wróc do mnie.- nie oczekując na odpowiedz, wbiega na boisko, a ja stoję jak głupia na środku. Słyszę jak jakiś niemiec wkurza się, że zasłaniam,więc zmierzam w kierunku Jess. Siadam obok niej i wzdycham głęboko płacząc ze szczęścia.;)
"Teraz wiedzia
łem naprawdę, co to ból. Ból to nie znaczy brać w skórę aż do nieprzytomności. To nie znaczy skaleczyć nogę odłamkiem szkła i dostać zastrzyk w aptece. Ból to znaczy, że boli calutkie serce i że człowiek od tego umrze, i nikomu nie może powierzyć swojej tajemnicy. Ból to nie chcieć poruszyć ręką ani głową i nawet nie mieć ochoty odwrócić głowy na poduszce."