wypaliłam się. Opuściła mnie moja wena, pomysły i ochota na fotografowanie. Wszystkich zainteresowanych, serdecznie przepraszam. wszystkie sesje zawieszone, przesunięte . Do odwołania. Wróce na scene. Spokojnie, nie odłoże lustrzanki na pólkę by się kurzyła. jednakże, na jakiś czas muszę ochłonąć. Uporać się z problemami wewnętrznymi, gdyż wybaczcie, ale na zdjęciach było by głównie widać cierpienie. Zawsze staram się uchwycić emocje które są we mnie. Chcielibyście ogladać smutek? Wątpie, ale nawet jesli tak, to to i tak nie ma znaczenia. A więc nie pisać na emaila, maxmodels,tutaj ani na gg w sprawie sesji. W razie czego sama się odezwę. Ale teraz opuszczam scenę z wysoko podniesioną głową. Samą siebie chce w ten sposób ukarać . Nie pytać za co. i tak wam nie powiem .
I widzicie ? nie jestem tak zarozumiała jak większość. Nie będe dodawała zdjęć, których brakuje tego czegoś, tylko po to by fałszywy tłum wyśpiewał " wooooooow" . Aaa. i coś jeszcze. Moje zdjęcia maja się głównie podobać mi i modelce. Nie wam. Tak samo co do krytyki. Czy mówiłam już o tym, że jestem na nią zaszczepiona? Peace ludzie. Wdech, wydech. Ogólnie nie jest to takie trudne. Chyba, że masz astmę albo pochp. Ale to chyba większości z was nie grozi, prawda? Mam bynajmniej taka nadzieję. Dziwne, ale stale potrafie ją mieć.
medali wiszących na ścianie jego pokoju, sprawiają , że mam ogromną
ochotę poznać chłopaka. Czekamy na niego, gdyz jeszcze do nas nie
dołączył. Marcel też jest.
-Nie zdziw się Mika, i proszę zachowaj pozory normalności. - mówi Denis.
- O co chodzi ? -pytam nic nie rozumiejąc.
-Po prostu postaraj się opanować, i nie użalać nad nim. - zdąrzyła
powiedzieć jeszcze jessica, zanim do pokoju wjechał chłopak.
-Hallo! - powiedział uśmiechając się szeroko. Wstałam,podeszłam do niego
i przytuliłam go. <tak wszyscy się witają tam> . Spojrzałam jeszcze raz
na puchary.dyskretnie spojrzałam na chłopaka na wózku. Coś mi tu nie
grało.. Dopiero w przerwie meczu Niemców z Hiszpanią, Jessica zaczyna
tłumaczyć co mówi właśnie Christophen. A ja.. Nawet nie zdawałam sobie
sprawy, że płaczę, słuchając najsmutniejszej historii o przekreślonych
marzeniach i o podłości losu. Na koniec Christopher dodaje zdanie, które
rozumiem nawet bez pomocy jessici.
-Boga nie ma. - potem prosi mnie o to, bym nie płakała, bo jak
stwierdził "ta historia została już opłakana". A ja dopiero wtedy
odczuwam, że moje policzki są mokre.Przepraszam ich i wychodze na
zewnątrz.Siedzę, i popłakuje sobie nad niesprawiedliwością. Przecież on
nic nie zrobił.. Nie skakał jak banda kretynów na główkę, nie szalał
samochodem.. i w dodatku ma rację. Boga nie ma. Bo jeśli by był pozwolił
by na takie cierpienie?Płaczę jeszcze bardziej,bo czuję się dotkliwie
oszukana. Przez 14 lat swojego życia wierzyłam w Boską osobę, podczas
gdy to zwykła ściema.Podły egoista.
Nagle obok mnie siada Alan. Obejmuje mnie, a ja płaczę jak dzieciak
chyba przez dziesięc minut. Przez ten czas, żadno z nas się nie odzywa.
-Już? -pyta, kiedy w miarę się uspokajam.
-już. Dziękuje. - dodaje i wstaję.Wracamy do środka. jakby tego było
mało Niemcy przegrywają. Christopher zaprasza wszystkim na (jak to sam
określił) żałobne picie. Pijemy Martini, nalewke jego babci, piwo i
szampana. Mieszanina alkoholu, mimo że w niewielkich ilościach powoduje
utratę logicznego myślenia. Tańczę z Marcelem,który jest
przeeeeemiły.Potem wracamy do stołu,a ja zauważam, że Alan znikną.
-Gdzie jest Alan? - krzyczę do ucha Jess, bo przez głośną muzykę,
niczego już nie słychać.W odpowiedzi wskazuje mi drzwi. Wychodzę na dwór
i dostrzegam postac siedzącą na schodach.
-Co jest? -pytam i siadam koło niego.
-Nic. -odburkuje. a ja zaczynam się śmiać. Zawsze jak jestem wcięta
smieje się nerwowo wtedy gdy nie powinnam. - A co Ty tu robisz? Nie
powinnaś byc teraz w środku i obściskiwać się z Marcelem? - "a więc o to
chodzi! Jest zazdrosny."~ myślę zadowolona,a na głos mówię:
-Może i powinnam,ale to taka ładna nooc, że aż żal siedzieć w środku..-
uśmiecham się szeroko do niego, a on wydaje się być wkurzony jeszcze
bardziej niż przedtem.
-Dlaczego mi to robisz?-widzę jak próbuje się uspokoić, ale drżenie jego
tonu zdradza irytację. -Przecież wiesz, że mi ciężko.
-Ale,że co robię? -udaję niewiniątko.
-Na moich oczach tulisz się do tego frajera.
-Po pierwsze, nie tulę,a tańczę. Po drugie Marcel to wporzątku gość, a
nie jakiś frajer.-mówie, i czuje, że sama zaczynam się irytować. Alan
milczy. Mija minuta, dwie, pięć. -skoro nie chcesz ze mną gadać, pójdę
już.- mówie i wstaje. On również się podnosi i szybko, tak, że nawet nie
zdąrzyłam zareagować całuje mnie.
-Nie dbam o konsekwencje tego co zrobiłem. I nie żałuje. -dodaje na
odchodnym wchodząc do środka. A ja siadam spowrotem. Nic kompletnie nic
nie rozumiem..
Mój przyjaciel? Jest wtedy, kiedy staję w jego drzwiach
i bez słów wie, że coś się stało, przytula mnie, i milczy ze mną.
Jest wtedy kiedy dokańczamy za siebie zdania zatracając różnice osobowości.
Jest, gdy mówi "odpieprz się" do ludzi, przed którymi czasem nie mam sił się bronić.
Gdy spóźniam się na autobus mówi śmiało "zostań u mnie, wypijemy kakao".
Przyjaciel, jest nim wtedy, kiedy nawet przy kłótni wzajemnie nie wypowiadamy
do siebie przykrości. Gdy faktycznie jest, a nie tylko bywa.
Gdy mówi "przecież mamy siebie". Kiedy dotrzymuje obietnic, kocha i wspiera..
;***