Fot. Wspominałam, że pokaże zamówiona kurtkę, tak ona wygląda. Mimo, że zdjęcie ze strony to kurtka wygląda identycznie. Był to deal ostatnich 2 miesięcy podajże. Kupiłam ją o około 100 zł taniej, więc tak można powiedzieć, że byłam przez ten krótki nieplanowany moment łowczynią okazji, promocji :P Widzę, że nadal photoblog mi nie działa jak należy, nie mogę nawet czcionki wybrać... sądziłam, że po takiej przerwie (w sensie mojej niskiej aktywności tutaj) już będzie ok.. no cóż. W każdym razie wracam z relacją co u mnie (jakby kogoś to ciekawiło)- wciąż żyje, mam się raz lepiej raz gorzej, ale wiele różnych czynników się na to składa, więc nie będę tego opisywać, bo treści mam dość sporo do zrelacjonowania, a limit znaków zobowiązuje. Dobrze, że są 4 psoty na dzień do dodania, coś czuję, że wykorzystam je dziś na full. Zatem od początku: 12.12- środę miałam wolną, poszłam zakupić pieczywo do domu oraz odebrać zamówienie z Rossmana z Teqi. Tyle pamiętam jeśli chodzi o środę :P Aaaa czekajcie olśniło mnie co jeszcze się tego dnia działo- dowiedziałam się o akcji charytatywnej na przecz domu dziecka. Już publikowałam to wszędzie gdzie się dało, ale wspomnę i tutaj, może kolejne zdjęcie jakie tu dodam poświęcone będzie akcji hmm myślę, że to spoko pomysł, zobaczymy! Szczegóły akcji: do końca stycznia zbieramy paragony (obojętnie za co, z jaką sumą itd) skanujemy je (czyli po prostu robimy zdjęcie, wystarczy by było widac sumę, nie musicie pokazywać co było kupowane) a aplikacji MintCloud. Od każdego paragonu zostanie odliczone 3% i przekazane na dom dziecka, z tego co pamiętam fundacja one day, ale wszystko znajdziecie na stronie MOJEJ (heu heu reklama :P), MintCloud czy Fundacji One Day (najlepiej na Facebooku, bo łatwo można wszystko odnaleźć) Linki dodam na końcu o ile mi ilość znaków pozwoli. Ci którzy mnie znają, wiedzą, ze nie trzeba wiele bym się w tego typu akcje zaangażowała. Cały czas zbieram każdy paragon, pół familii zaangażowałam a akcje i chciałam także w pracy więc poszedł post, a jego skutki odczułam kolejnego dnia.. 13.12- czwartek Toruń trip- tutaj pozwolę się rozpisać. Ach cóż to był za dzień! Koło 12 wyszłam z domostwa żeby na spokojnie dotrzeć na dworzec, zakupić bilet i jeszcze znalazł się czas by zajrzeć do Hebe. Pamiętam, że początek dnia nie był najgorszy. Żyłam nadzieją by dotrwać do weekendu i przyjazdu B., ale wszystko w swoim czasie. 10 min później dosiadła się Jagoda i razem kontynuowałyśmy podróż do Torunia. Po co tak właściwie tam jechałyśmy? Tak sobie? Pozwiedzać? Spotkać się z kimś? Nie chociaż po części tak- pojechałyśmy na warsztaty pt. ,,Metoda kolorowych dźwięków". Nawet certyfikaty dostałyśmy więc fajnie. No ale miało być po kolei (I know) Zatem, przed wyjściem do sam dworzec obczaiłam trasę z dworca do Manekina, bo taki był Nasz plan, pójść coś zjeść żeby nie głodować. Udało się bez problemów dotrzeć na miejsce. Pojawiły się treści wiadomości dośc przykre odnośnie weekendu, natomiast dalej wierzyłam, że to chwilowy 'problem'. W Manekinie udało się dostać miejsca. Zjadłam naleśnika burrito- ostry, ale do niego jest oprócz sosu pikantego / pomidorowego jeszcze jogurt naturalny który cudownie łagodzi ostry smak. Polecam, bo naprawdę pyszny! W czasie spędzonym z Manekinie obczajałysmy jak dostać się do przedskzola, w którym mają sie odbywać owe warsztaty. Musiałyśmy zakupić bilety miejskie (kupiłysmy 2 bo więcej nie było nam potrzebnych) na powrót okazało się to wystarczające. Początkowo planowałyśmy wracać pociągiem (regio bo najtaniej, ale godzinowo Nam nie pasował... więc postanowiłysmy PKS, cenowo podobnie, a nwet lepiej bo bliżej z PKS-u do domów). I taak, chwała Bogu że miałam dużo drobnych w portfelu- będzie kolejna rada życiowa by ME. Jeśli gdzieś jedziecie, nawet nie daleko (50 km) miejscie zawsze przy sobie jakaś gotówkę, nie polegajcie tylko i wyłącznie na karcie! Serio, wiem, że to żadna nowość, tak tylko mówię :P Weszłyśmy jeszcze do Tigera, po pączki w Starej pączkarni, kupiłyśmy 2 bilety na komunikacje. Jeszcze tylko szukałyśmy Jagody bankomatu na pks. na szczęście jam miałam hajsy więc nie było tragedii, swoją drogą jeśli ktoś będzie szukał Banku ING w centrum Torunia to uprzedzam, nie znajdziecie, dopiero dalej on się znajduje. Przypadkowo go znalazłyśmy, gdy juz nie był potrzebny. Nie pamiętam dokładnie gdzie, ale tuż obok miejsca które nosiło nazwę 'Bartkowscy' znajdował się kiosk i pani sprzedająca tam nie chciała mi rozmienić 50 zł, no nie było to miłe, bo gdybym coś kupiła to musiałaby mi wydać resztę- nie polecam tam próbować rozmieniać kasiory. Także u mnie nie tylko reklamy, również antyreklamy :P (wiem jestem okropna) Czekałyśmy na autobus, wszystko poszło zgodnie z planem i udało się dotrzeć na miejsce. W przedszkolu sie przebrałyśmy (buty, ściągnęłyśmy kurtki), dalej wpisałyśmy na listę obecności, dostałyśmy materiały informacyjne i i chwile porozmawiałyśmy z prowadzącymi, przy okazji dowiadując się, że zapewne skończymy szybciej. Okazało się, że Panie również będą się spieszyć na pociąg, z tym że do Poznania. (ach ten Poznań, kto czytał dawne moje posty, ten wie, że to miasto zapisało się w mojej pamięci, historii), ale bez związku z obecnie opisywaną historią z życia ;) Sprawdziłyśmy o której mamy PKS i uznałyśmy, że na spokojnie zdążymy. Idealnie. Dalej pojawiły się problemy techniczne, więc musiałyśmy zmienić pomieszczenie na 10 min by Panie prowadzące przedstawiły Nam prezentacje. Po niej przenieśliśmy się z powrotem na miejsce pierwotne. Wiem zakręcone, ale tak było. Każda osoba miała okazję przetestować matę grającą, zobaczyć jak działa itd. Warsztaty skończyły się bardzo szybko, no może bez przesady, ale na tyle że można by się pokusić na pociąg, ale uznałyśmy, że szkoda czasu i nerwów, nie wiadomo czy na stacji byłaby możliwość kupienia biletów, jedynie w pociągu... Więc po szybkiej analizie zostałyśmy przy opcji tego pks-u (bliżej do domu, pamiętacie) poza tym miałyśmy tylko jeden bilet więc zostało jak miało być. Tuz przy przedszkolu była biedronka więc kupiłyśmy co trzeba. Taaaa ja kupiłam torebkę na prezent (na weekend) i gumę do żucia - płacąc drobnymi i to mógł być b. poważny błąd o którym jeszcze wtedy nie wiedziałam. Ps będąc jeszcze na starym rynku , czyli po Manekinie, Tigerze, pączkarni i kupnie biletów, zakupiłam jeszcze oryginalne pierniki toruńskie (wiadomo- na weekend). Poszłyśmy na przystanek, na którym autobus miał Nas zabrać w kierunku PKS-u. W międzyczasie dostałam tel z pracy odnośnie mojej akcji paragonowej (nauczka na przyszłość by najpierw pytać potem działać, nawet jeśli macie szlachetny cel) nie macie pojęcia jaka byłam zestresowana! W dodatku autobus przyjechał więc po wejściu byłam cała dzika. Ale uff jechałyśmy. Dobrze, że Jagoda wiedziała jak iść. I teraz punkt kulminacyjny!!! Myślicie, że obyło się bez przygód, problemów itd? W takim razie za słabo mnie znacie hahah Zawsze coś musi pójść nie tak. Zatem dotarłyśmy na ten PKS, sprawdzam tablice rozkładu (elektroniczną) i nie widzę Bdg. Sprawdzamy na tablice 'stałą' (nie wiem jak ją określić) i okazało się, że Nasz PKS był godzinę temu :O W Internecie natomiast widniała kolejna. Panika, co teraz?! Nie było niestety nikogo kto mógłby nam udzielić informacji więc poszłyśmy sprawdzić rozkłady dla poszczególnych stanowisk i lipa NIC. Zostałyśmy bez biletów i słabej możliwości zakupu ich gdzieś w pobliżu. Więc stało się to co początkowo było w planach- pociąg. Dodam tylko że było mega zimno, ciemno i nie znałyśmy aż tak bardzo miasta. Szukałyśmy po drodze miejsca gdzie można by kupić bilety z zerowym skutkiem, pozostało kupić a autobusie. Ogarnęłyśmy gdzie musimy się dostać by dotrzeć na dworzec główny. Okazało się, że byłyśmy po złej stronie ulicy i chciałyśmy jechać z złym kierunku. Zapytałam jedynej osoby w pobliżu o kierunek itd. ale okazało się że Pani mieszka tu od niespełna miesiąca czasu i sama do końca nie wie. Serio. Uznałyśmy wspólnie, że musimy dostać się na drugą stronę i autobusem tam, który przyjedzie zabierze Nas na dworzec główny. I teraz zabawna sprawa, to był ten sam przystanek na którym wysiadłyśmy jadąc z warsztatów :P Aż mi się śmiać chce z tego. Przystanek przy Cinemacity, dla ciekawych. Kolejna zabawna sprawa to taka, iż na rozkładzie przystanku była informacja o tym, że NASZ PKS (którego niby miało nie być) też tam miał sie zatrzymywać i wg tego co było napisane miałby być za 12 min (ale nie ryzykowałyśmy- bo przecież byłyśmy tam i zero informacji o BDG) po 8 min był autobus, w któy wsiadłyśmy. Zanim przyjechał odliczyłyśmy drobne na bilety. Kiedy wsiadłyśmy pojawił się kolejny problem. Zakup bilety w automacie. Mega stresująca maszyna, cały czas kręci się mechanizm w który wkłada się monety, co sprawia wrażenie presji czasu. Na dodatek niektórych monet nie chciało przyjąć, ja nie miałam się nawet jak trzymać, dobrze że Jagoda mnie w kluczowych momentach łapała. I chwała niebiosom, że w moim portfelu były jeszcze drobne!!! Pewnie osoby, które jechały tym autobusem były nami załamane, a my totalnie przerażone i zestresowane. Udało się bilety kupić i chwilę jeszcze tylko jechałyśmy. Presja czasu też była taka by zdążyć na pociąg regionalny (wiecie jest dużo tańszy nić Intercity i to 3x- nie żebyśmy nie miały czy były sknerami, ale przed świętami lepiej zaoszczędzić, z resztą wiecie jak jest). Dotarłyśmy na miejsce udało się kupić bilety, kręciłyśmy się po dworcu parę razy, ludzie musieli Nas mieć za jakieś nieogarnięte, chociaż pewnie nawet na Nas uwagi nie zwrócili a to były Nasze wrażenie. Ciąg dalszy w kolejnym poście (dla wytrwałych) MintCloud https://www.facebook.com/MintCloud.me/?ref=br_rs Fundacja One Day https://www.facebook.com/fundacjaoneday/