Poza tym, że mam przedokresie i z równowagi wytrąca mnie WSZYSTKO to tak suma sumarum, jakieś takie "tłuste czasy" nastały.
Zachowujemy się jak dzieciaki, beztrosko może nawet. Czegoś nas ta Zuz nauczyła :) W efekcie mamy pomazane lustro, którego szkoda mi zmywać bo nie idzie się nie uśmiechnąć jak się na nie patrzy (coś jak koko spoko). A to u góry to jest bukiet, który dostałam wczoraj/dzisiaj o pierwszej w nocy. Tzw. puchatki, które rzekomo symbolizują dzielącą się komórkę czyt. dziecko. Zrozumie ktoś?
Na uczelni zrobiłam sobie wolne i już mam wyrzuty sumienia _-_