Wszystkim wydaje się że jak już leżysz
i patrzysz tępo w pożółkły sufit i zacieki na nim
to nic Nierobisz, a przecież oni ciągle pukają.
Jeden za drugim wpychają się przez zamknięte drzwi
Do pustego mieszkania bez kota z płonącą żyrafą w tle
Jak zwykle pierwsze musiały być kobiety.
Ta odkurzyła swoje stare już medaliony,
poczym druga przedstawiła mi Edelmana.
Człowiek jest mocny ale nie w fabryce mydła.
Później Świeciak znów usiadł na przeciw mnie
Rozłożył się ze swymi serwetkami i lampką wina
A ja myślałem wtedy do kogo napisać list
Może do młodej polski co jako pasażerka
Jechała gdzieś na przedniej platformie tramwaju
By dowieść mnie do szklanych domów nie Żeromskiego a Zamaitina
I wyciąć guza wyobraźni podczas dwóch minut nienawiści w kinie
Dziś też był u mnie Piotr. M z Krakowa
Usiadł w mej głowie i znów pytał o Wojaczka
Narzekał że coś mu ukradł i czegoś nie zapłacił.
Później wyzwał go od skurwysyna,
obrażając Elżbietę z domu Sobeckiej
a ja idę sam w zawiei nad Michigan na nie brookliński most
pudowy kamień zapada w śnieg i gloria, bo sznur udusił Edwarda.
I jeszcze ta dziewczynka co pukała błagalnie do drzwi
Czemu to on akurat otworzył jej te cholerne drzwi?
ja bym tego nie zrobił, Nawet jeśli miałaby moje mleko
I kto by pomyślał, że zostanie później królową całej galaktyki
Na koniec przychodzi On ze swoja teoria względności
I ciągnie za sobą Lorenza, Newtona i Boltzmana
Atakuje mnie nowymi pytaniami a ja znów widzę tylko całki
W końcu osiągnął swoją upragnioną entropię
zasypiam by rano znów być uporządkowanym