żyjemy nawet. mamy się dobrze. korzystamy z ostatniego tygodnia wakacji i nakurwiamy salta.

pomijając to co już było,to co się wydarzyło,te fajne rzeczy i te gorsze (chociaż było ich niewiele) to wakacje można zaliczyć do udanych. chyba najbardziej będzie mi brakowało tych głupich pomysłów w tak zajebiste,upalne dni. namiotów i ogniska płonącego do 7 rano. plażówki <3 wiśni i borówek też. jeziora,zwłaszcza tego w czasie deszczu. i tych przykrych incydentów związanych ze zmotoryzowaniem Marcela,co by nie było to wszystko zawsze przez Kaję. i chyba wydaje mi się,że będę po wakacjach tęsknić. Ci co zostają to będą,ale weźcie żeby do weekendu czekać?! to całe 5 dni. w sumie trzy (bo Kaja nie ma czasu w poniedziałki i piątki) zresztą o czym ja w ogóle gadam?! damy rade,bo jak nie my to kto? <3

i z góry jestem w stanie podziękować za kolejny nadchodzący tydzień. trzymajcie za mnie kciuki.