nigdy, w całym życiu, na żadnej przestrzeni - nie smęciłem tyle, co tutaj. ale, po prawdzie, chyba jeszcze nie znajdowałem się w tak beznadziejnie romantycznej sytuacji.
muszę gdzieś się uzewnętrzniać, choć minimalnie.
wyczekuję piątku, kolejnej kropli w oceanie.
czuję się niebezpiecznie. wczoraj, po zamienieniu z Nią zaledwie słowa (które było przeprosinami za wejście do sali), zacząłem biec przed siebie jak wariat. próg mnie podciął i upadłem na glebę.
potkłukłem się tylko trochę. serce natomiast - napęczniało od tętniącej weń krwi. niedługo wybuchnie, czuję to.
nie chcę zrobić sobie krzywdy, nie chcę zniknąć, ale coś w mojej głowie krzyczy, nakazuje, steruje ciałem i myślami. każe odebrać sobie życie.
nie chcę, nie chcę, nie chcę. odejdź, zostaw mnie w spokoju.