Z któregoś zajebistego terenu na Umbri. Obok głowa Kilima na
którym jechała Sandra a przede mną reszta koni z Zastawna i
dzieciaków będących na obozie. Takie tereny mogłabym mieć
codziennie a nawet 2 razy dziennie. Galopy skoki, no pięknie!
Dzisiaj w sumie dzień zleciał. Wstałam przed 9, ogarnęłam się
i koło 10 pojechałam do mechanika dać auto na sprawdzenie
co jest z tą klimatyzacją. Potem zakupy na mieście i do domu.
2 godziny później telefon od mechanika, że wpuścili gaz by
sprawdzić co jest z klimatyzacją i sę okazało, że chłodnica
jest do wymiany i tak dalej, podał koszt i że mamy się na
spokojnie zastanowić i zadzwonić później do niego co robimy.
Po naradzie rodzinnej ustaliliśmy, że robimy bo na następny
rok żeby nie było gorzej czy coś, telefon do faceta i ten, że
do końca tygodnia może uda się wszystko zrobić, więc fajnie.
Potem na obiad do dziadków, trochę tam, zakupy w Polo i do
siebie. Jakoś po 17 poszłam z Kubą, Grzybkiem, Brandonem i
Bazylem nad jeziorko. Ci popływali, ja posiedziałam na plaży
trochę i po 19 jak zaczęliśmy zgarniać się do domu złapała
nas ulewa, trochę zmokliśmy, ale przeczekaliśmy też chwilę
pod daszkiem aż przestanie lać. Byłam na dworze z psem,
idę się szybko wykąpać, lece po piwo i oglądam Przyjaciół.
2 tygodnie bez alkoholu były, dało się wytrzymać, ale teraz
można, więc moje Corony się chłodzą.
Bang!