Takie tam z dzisiaj. Arkadia i ja i jeden z naszych skoków na oklep,
przy których miotało mną jak Szatan. No ale chociaż coś skoczyłam.
Jak patrzę na swoje ręce i na postawę, to mi wstyd, no ale.. bywa.
W sumie dzisiejszy dzień wyglądał inaczej niż sobie wyobrażałam.
Wstałam koło 10, jakoś się ogarnęłam i wyszłam z psem na dwór.
Jak wróciłam zjadłam śniadanie i pół dnia siedziałam przed TV i
oglądałam Dr. Housea, Kości, Teen Wolf i Przekraczając Granice.
Potem zrobiłam sobie obiad, dowiedziałam się, że są dzisiaj na 16
konie, więc pojechałam. Przyznam, że mimo wszystko całkiem
dobrze mi się jeździło. Jak zwykle na oklep śmigałam, no bo jak
jazda na srokatej to tylko tak. Ogółem ostatni raz chodziła pode
mną tydzień temu, co mi się w sumie podobało. Arkadia była dziś
bardzo brudna i dużo czasu zajęło mi czyszczenie jej. Jazda jak
na mój styl całkiem okej. W stępie strasznie zamulona była, a w
kłusie znowu zaczyna robić postoje. Potem na szczęście już szła
jak trzeba. Przejechałyśmy też raz drągi, bo na oklep zrobić z
moją wagą półsiad na nich jest ciężko. Trochę kółek w kłusie, a
potem już galop. Całkiem do przodu szła, obyło się bez pchania
jej i machania ujeżdżeniówką. Spytałam się też, czy mogę sobie
ze 3 razy chociaż skoczyć ten mały okser, pan powiedział, że nie
widzi w tym problemu i że jak będę gotowa mam sobie go kilka
razy skoczyć. No to zrobiłam jeszcze małe kółko galopu i najazd
na okser. Muszę przyznać, że ona nie skacze już tak jak kiedyś.
Do przeszkody leciała, ale przed nią robiła jakieś slowmotion,
jakby się zastanawiała czy skoczyć i skakała tak, że mną ciut
zarzucało. Jak jeździłam na niej parkury te dwa lata temu, to
latała jak szalona na przeszkody, zero zwątpienia i wystarczyło
przed przeszkodą łydkę dołożyć i koń leciał do nieba. Nie wiem,
może już jej wiek tak robi, ale szkoda, że z tak chętnego do
latania konia się zmieniła. W końcu powiedziałam dziewczynom,
żeby mi położyły wskazówkę i tak jak myślałam, z nią było lepiej.
Potem występowałam ją, potaplałyśmy się w stawku, ta potem
się wytarzała, zaprowadziłam ją do stajni na jedzenie, sprzęt
ogarnęłam i pojechałam do domu. Ale za to zostawiłam kask i
rękawiczki.. i wychodzi na to, że muszę jutro znowu pojechać
do stajni na 10. Jak mój stan mi pozwoli, to z chęcią znowu na
srokatej pośmigam. Jakoś delikatnie, byleby się poruszała.
Fajnie by było, jakbym namówiła pana, żeby puścił mnie samą
w teren na jeziorko i Zakrzewko, ale wątpię by taki cud się stał.
Idę oglądać Przyjaciół, a potem spać, co by wstać jutro rano na
konie. Nie wyśpię się, ale dla koni warto.
Bang!