Claudio Marchisio, czyli nasz Il Principino a zarazem posiadacz
najpiękniejszych oczu w drużynie, obchodzi dzisiaj 30 urodziny.
Wszystkiego co najlepsze dla niego, braku jakichkolwiek kontuzji,
pięknych goli, mniej `kłótni` z arbitrami i przy tym mniej żółtych
kartek, pozostania w Juve do emerytury co jest już raczej pewne,
bo w końcu to wychowanek, a potem objęcia jakiegoś stanowiska.
Dzisiaj zaczął się pierwszy dzień Armagedonu, który będzie trwał
jakieś bite 2 tygodnie czy nawet aż 3, czyli nasze niechciane
ezgaminy, sprawdzianów, kolokwiów - ogółem sesji. To dopiero
pierwszy dzień, a my już nic więcej nie chcemy. Chcę do liceum..
Pojechałam autobusem o 8:30 i ku chwale, trafiłam na sąsiada z
bloku obok, a ten jeździ tym nowym, z rozkładanymi fotelami.
Więc siadłam, rozłożyłam ile się dało i chociaż poleżałam trochę.
Na uczelni jakoś godzinę później i po 10 zaczęła się Poetyka. No
to już wiem z czego będę miała poprawkę do kolekcji. Serio, nie
wiem po co nam to i kilka innych wykładów czy ćwiczeń. My nie
jesteśmy na logopedii czy nauczycielskiej czy kij wie czym, żeby
mieć takie rzeczy. My jesteśmy dziennikarzami, nam takie gunwa
nie potrzebne. Nie wiem jak ja za tydzień tą Poetykę napiszę..
Potem ćwiczenia z Gramatyki (kolejna niepotrzebna rzecz) a na
nich ten sprawdzian. Tekst do napisania zapisem fonetycznym i
podkreślonie w tekście słowo, z którego trzeba było opisać te
zakichane fonemy. Tekst myślę, że nie poszedł mi tragicznie i z
niego coś wyjdzie. Ale fonemy.. porażka. Wszędzie praktycznie
to samo pisałam, więc pewnie wszystko źle będzie. Nie wiem po
jaką cholerę mi wiedzieć co mi się robi z więzadłami głosowymi,
jezykiem i innymi duperelami, gdy wymawiam jakąś literę? No po
kiego, za przeproszeniem, chuja mi to? Studia są durne, to widać.
Skończyłam po godzinie i Daria, czyli moja mistrzyni, podwiozła
mnie pod Maca i na 13:30 na ten tyci busik zdążyłam. Po 14 w
Pasłęku, wysiadłam pod Egiptem, bo zachciało mi się kebaba na
obiad. Poczekałam chwilę na niego i do domu. Obiad, chwila
relaksu i po zakupy. Przy okazji psa zgarnęłam ze sobą, co by się
przewietrzył. A teraz.. idę obejrzeć Supernatural, potem z psem i
pouczę się z Łaciny. Nie wiem jak ja to jutro napiszę, nie wiem..
I nie wiem jak zalicze to coś z Photoshopa. Po co mi studia? Było
cholera iść do zawodówki, na kucharza.. bym się gotować nauczyła.
Co ja robię na studiach? To dla mądrych i ambitnych, a nie dla
głupich i leniwych..
Bang!