Nasz wczorajszy spacer. Na pierwszym planie Nela i mój gruby pies,
a z tyłu gestykulujący Kuba, Fubu, ja, Brandon i kawałek Bażanta.
Dobre wieczorne szwędanie się zawsze spoko. Najpierw sobie nad
jeziorko poszliśmy, posiedzieliśmy na scenie, zrobiliśmy dzikie ura
bura tańce na parkiecie pod nią. Potem poszliśmy pod Pocztę na
mieście i dalszy trip po mieście. Po 22 w domu, kąpiel, chwilę jeszcze
na necie posiedziałam i spać. Przeziębiłam się w sobotę w nocy, jak
wracałam z koncertu i jestem zamulona, gardło boli.. ale było warto!
Wstałam po 8, śniadanie, ogarnianie się i do kościoła na 10. Potem
szukanie czegokolwiek o kulturze na WOK, bo jutro kolokwium czy
kij wie co, facet nie sprecyzował z czego to w końcu będzie, czym nas
wkurzył, bo nikt nie wie czego się spodziewać. Poukładałam sobie to
co było na Wikipedii, wyszły 2 strony po ogarnięciu i tego się uczyłam.
Po 13 do dziadków na obiad, zobaczenie Mikołaji na motocyklach i o
15 do siebie. Poczytałam to z WOK-u, ale ogółem.. chyba nic mi w tym
moim mózgu nie zostało. Przydałby mi się nowy, bo ten mój zaczyna
już szwankować i męczy mnie myślami, których być nie powinno i to
stanowczo. Kisiel odniósł mi pendrivea ze Studniówką, przyszedł z
Mrozkiem, więc jak zaczęłam z nim przypominać co robiliśmy w Soho
i później po koncercie Soboty, to nie mogliśmy ze śmiechu. Wysłałam
też zdjęcia dla Fuba i Maćka, więc mam już je z głowy. Idę obejrzeć
odcinek CSI: Las Vegas, potem pojdę z psem, poczytam jeszcze to z
WOK-u i o 21 obejrzę Speeda. To film, który nigdy mi się nie znudzi.
A jutro.. nie chce mi się jechać na wykłady rano, bo jak mam zasypiać
u babuleńki na wykładzie, to wolę pospać w domu. Pojadę na 13 na
WOK i kolokwium czy tam jakiś test i po nim też wrócę do domu, bo na
ćwiczenia też nie zostanę. Sorry, ale ta profesorka tak wykłada, że nic
innego się nie chce, tylko spać. Ledwo wysiadujemy i niej co tydzień..
Bang!