Nocą..

Z Andrzejkowej soboty, powrót od Kuby z melanżu. Nela, ja i chłopaki.

A dzisiaj całkiem okej. Wstałam jakoś po 8, ogarnęłam się, szybko coś tam

zjadłam i o 10 do lekarza. W miarę szybko weszłam, lekarz obejrzał brzuch

i wychodzi na to, że musiałam sobie naciągnać mięśnie jak w piątek konia 

jeździłam. I jak się rozciągam czy wyprostowuję, to boli mnie to wszystko.

No idalej śmiesznie i dobrze wiedzieć, że ma się dwie śledziony. Co ta Pusia.

Potem do pani Asi, co by mi coś z moimi koncówkami włosów zrobiła. Jakieś

2 cm poszły, ale przynajmniej rosną szybciej dzięki temu i lepiej wyglądają.

Następnie po zakupy do Polo i do domu sprzątać. Nienawidzę ścierać kurzu

z półek z psami i końmi. I nie ma to jak wywalić wszystkie skary z szuflady,

żeby zobaczyć, które to te dziurawe i je wywalić.. i tym samym zobaczyć, że

jest się kolekcjonerką skarpetek. Od kilku par puchatych po kilkadziesiąt par

zwykłych. No ale bywa, ehehe. Potem układanie w szafkach i przewieszanie w

szafie, znalezienie Mikołajowych czapek, w tym jedna ma lampki w kształcie

gwiazdek.. i one migają. Czas przy sprzątaniu umiliły mi moje płyty, a ogółem

to Zeus i jego `Jest Super`, `Wspaniały widok na nic interesującego` Buki i

`Zapomniałem się przedstawić` Joteste. Jednak z muzyką, to jakoś zlatuje.

Na obiad kurczak pieczony w worku z czosnkiem i ziołami. Miodzio, taki lepszy

od zwykłego. Skończyłam sprzątać, idę obejrzeć CSI: Las Vegas, potem pójdę

z psem i pouczę się na Onomastykę i przeczytam to coś na Literaturę Faktu.

Idę gadać dalej z Justyną, oglądać.. i zastanawiać się jak czasowo wyrobić się

jutro ze wszystkim. Od 8:30 do jakoś 13:30 na uczelni, szybko na autobus, po

14 w domu, szybki obiad i do Zastawna. Po nim do LO napisać list z tego

Amnesty International, ogarnianie się i kąpanie, 20:45 mecz Juve z Lazio a na

22 do Parlamentu razem z Fubem na koncert Soboty. To już jutro, taaak!

Bang!