Pisałam, że miałam wczoraj w planach czytanie biografi Ramosa po
moim spacerze z psem? To jednak plany nagle zmieniły się na inne.
Po 21 wróciłam, na spontanie ogarnięcie z Białym i Magdą, że z tej
racji, że Biały o 6:10 wylatywał do Leicester i trzeba było sie ostatni
raz spotkać. No to ten ze swoim kumplem Pawłem po 22 przyjechali
po mnie, potem na Zakrzewko po Magdę i razem do Diablo po pizzę.
Szybie zamówienie jej i z nią do Audi Białego i kierunek parking nad
Zakrzewkiem. Piwo, pizza, gadanie, wspominanie i inne tego typu
rzeczy, które poprawiły mi humor, zważywyszy na fakt, że depresja
znowu do mnie wraca i bardzo, ale to bardzo mi się to nie podoba..
Szkoda, że Biały wyleciał do Anglii. Dobry kumpel, smutno mi teraz..
Po północy w domu i spać. A wstałam.. o 12. Ogarnęłam się, potem
stwierdziłam, że jak na 14 do dziadków na obiad idę, to śniadania mi
się jeść nie opłaca. O 14 u dziadków, chwila u nich, obiad i do siebie,
bo o 15:30 był mecz Bayernu z Herthą Berlin. No jak na Bawarczyków,
to słabo. 2:0 wygrali po golach Mullera i Comana. Ogółem fajny mecz,
dużo akcji, ale mogli tych goli więcej nastrzelać. Wszyscy na to liczyli.
Liczę, że ich następne mecze przyniosą więcej goli, jak te poprzednie.
Potem wiadomość od Kuby, że mam wbijać do niego na chatę koło 19 i
robimy melo razem z Nelą, Grzybkiem, Brandonem, Fubem i Bażantem.
No to też jak dla mnie wyszedł spontan, bo nie miałam nic w planach na
wieczór, oprócz siedzenia w domu i nic nie robienia. O 19 kierunek Żubr,
kupienie alko i zagrychy i do Kuby. Chyba więcej nie piję, mam na jakiś
czas dość. Wypiliśmy, najedliśmy się, podarliśmy japy na karaoke, do
tego jakieś ura bura dzikie tańce (chyba nie chcę wchodzić na Snapa..).
Do tego głupie zdjęciam, filmiki, co równało się płakaniem ze śmiechu.
Po 23 się zwinęliśmy, odprowadziliśmy Nelę i każdy w swoją stronę.
Było fajnie, śmiechowo, dzięki ludzie! Wykąpałam się i po tym, jak pół
dnia siedziałam i wyzywałam Dialog za to, że znowu mieli jakąś durną
awarię, idę nacieszyć się internetem i spać. Alkohol robi swoje, zaczyna
mnie mulić i tak dalej. Jutro.. a w sumie to jednak dzisiaj, to dwa mecze
i ogarnięcie tego i owego na uczelnię.
Bang!